Trzeci sezon Pitbulla powrócił mocno, brawurowo, przejmująco. Tym razem pod nadzorem Patryka Vegi za kamerą stanął młody narybek filmowców (m.in. Xawery Żuławski i Katarzyna Adamik), pomimo to jednak stylistyka całości – na szczęście – pozostała bez zmian.
Naczelnik Barszczyk zdegradowany. Może zostać w policji jedynie jako operacyjniak. Trafia pod skrzydła Gebelsa, a to zapowiada sporą dawkę humoru. To potrzebny kontrapunkt, wszak pierwsze dwa odcinki atakują od razu solidną dawką goryczy. Nawet nad obyczajowymi, zakulisowymi wątkami (Goc i Gala, Dżema i Despero…) wiszą chmury: Gebels ma przejść na emeryturę, póki co jednak wciąż musi być pod telefonem. Dżema nie otrzyma zgody na swój rozwód, póki jej fikcyjny mąż nie przytuli kolejnych dziesięciu tysięcy. Igor (twórcom pomieszało się nagle jego nazwisko) próbuje przygotować Olę do zbliżającego się procesu…
A w „psiej” robocie bez zmian: nowy naczelnik to nieżyciowy (choć bardzo „rzeczowy”) urzędas. Młody chłopak wypada w nocy przez okno. W jednym ze szpitali dochodzi do strzelaniny pomiędzy… policjantami. W odcinku drugim będzie słynny warszawski „rurabomber”, oraz – wstrząsająco i werystycznie opowiedziany! – epizod samosądu w podstołecznej wsi…
Pojawi się nowy członek zespołu, Robert Nimski (ksywa „Łapka”), a jego prolog jest jednym z najbardziej emocjonujących wątków całego serialu: jego dziecko niemal przestaje oddychać na rękach matki. Robert pruje samochodem przez Warszawę, tuz przed szpitalem jednak zatrzymuje ich grupa dresiarskich autochtonów. Stoją na ulicy nic sobie nie robiąc z klaksonu i próśb. Robert próbuje ich wyminąć, ci zagradzają drogę nadal… Dzieciak oddycha już ostatkiem sił, Robert w desperacji…
Dalej milczę. Podobnie z epizodem z samosądem, w którym Igor poznaje lokalną policjantkę, Renatę (łatwo się domyślić – wkrótce także nowy nabytek sekcji). Sześćdziesięcioletni mężczyzna od lat terroryzuje mieszkańców. Policja jest obojętna; spętana brakiem środków i nawałem akt lekceważy go po raz kolejny wypuszczając z aresztu. Igor jest dla nich jeszcze jedną przeszkodą, tym bardziej, że stawia się prowincjonalnym stójkowym i kolaboruje z Renatą. A scena samosądu (dobra kreacja Damiana Damięckiego) nie tyle przeraża dosłownością, ile demaskuje kilka gorzkich prawd o małych, zamkniętych społecznościach. I nie mam tu na myśli sprawców samosądu!
Długo wyczekiwane, mocne kino powraca z klasą. Przymknę oko na to, że chyba i tym razem nie będzie spójnego dramatu, a serie kolejnych policyjnych procedur. Bo znów mamy mięsne charaktery, nowe i te już znane, przejmujące sytuacje i świetne sceny rodzajowe. A w tych ostatnich żadnej pretensjonalności, nawet tam, gdzie scenariusz idzie w melodramat.
Trzecia odsłona najlepszego serialu sensacyjnego w Polsce – w każdą niedzielę po 22.00. Nie można przegapić. I nie da się pozostać obojętnym.