Mapa „kryminalnych” miast Polski wciąż się rozrasta, choć nieśmiertelne Breslau Krajewskiego wydaje się wciąż dominować. Obok Wrocławia, Warszawy i Krakowa, silną reprezentację literacką posiada już dziś Poznań.Autor przygód Eberharda Mocka świeci zbyt mocną gwiazdą, by ktokolwiek dotąd spróbował eksploatować przestrzeń Wrocławia (choć w kuluarach szepczą, iż ponoć znalazł się śmiałek!). Sensacyjnej warszawy zawsze było sporo, ostatnio romantyzował ją Lewandowski w dwóch kryminałach retro. Kraków podzielono na różne sposoby: historyczne intrygi snują Wollny w
Kacprze Ryxie i Maćkowski w
Raporcie Badeni ;
Świetlicki dwukrotnie upoetycznił knajpiany klimat grodu Kraka,
Grzegorzewska zaś jest dosłownie współczesna. Poznań także trzyma się dzielnie, choć tu z predylekcją do czystych sensacji (może poza frenetycznym
Filatelistą Wojtysia). Ryszard Ćwirlej eksploatuje Poznań PRL-owski pastiszując milicyjną powieść, zaś Edward Pasewicz gejowskie podziemie miasta. I jest jeszcze przy nich, choć nieco z boku, Marian Piotr Rawinis, ze swą
Martwą naturą z księżycem.
Ta sensacyjna powieść wzięła zresztą II nagrodę w konkursie PW Rzeczpospolitej i magazynu Detektyw, pomimo to jednak przeszła nieco bez echa. A szkoda, bo rzecz jest sprawnie napisaną, policyjną historią, w której ciężar rozłożono na trzy postaci – a każda ulepiona z innego, policyjnego archetypu.
Pierwszą jest komisarz Jan Magiera, pracownik doświadczony, nieco zbyt z marszu biorąc policyjną rutynę, nie pozbawiony dozy sympatii. Dla kontrastu rutyniarza dostajemy klasycznego „nowego”, podkomisarza Wiatraka, świeżo przydzielonego do wydziału po policyjnej szkole. Trzecią osobą wybijającą się na przód jest policjantka Ola Pietrasik, osoba obdarzona sporym biustem, jeszcze większym (zakrawającym na zaawansowany feminizm) temperamentem, wychowująca samotnie kilkuletniego syna.
I te trzy charaktery właśnie pchają intrygę, a relacje między nimi opisano dość wiarygodnie, bez psychologicznych solilokwiów, za to prostymi obrazkami. Mamy klasyczne „docieranie” się nowego, który szczęśliwie okaże się całkiem bystry, mamy rutynę śledczej roboty, i mamy przerywniki z knajpy, gdzie, bez rozmamłania, zaglądamy za, melancholijne i nieraz puste, kulisy protagonistów…
Zresztą Rawinis idzie właśnie bardziej w obyczaj, niż w rasową police procedural, a jego narracja przypomina bardziej sensacyjne slajdy, niż środowiskowy weryzm. W powieści dzieje się dużo, szybko, przeskakując z miejsca na miejsce. Zaczyna się od odnalezienia ciała pewnego senatora. Jak się wydaje, ten popełnił samobójstwo z pistoletu. Tymczasem w domu denata, zamiast spodziewanej pani sekatorowej – policjanci odnajdują w łóżku senatora martwą kobietę. Sprawa jest zaledwie pierwszym kręgiem na wodzie po rzuconym kamieniu, pozostałe są coraz bardziej autonomiczne – odwiedzimy więzienne cele, prawnicze gabinety i sadowe sale, zerkniemy na sprawy wydające się z pierwszą nie mieć wiele wspólnego, na końcu doczekamy się pożądanego twistu… Czyta się rzecz wyjątkowo sprawnie, gdzie trzeba ze śmiechem, gdzie trzeba z dreszczem. Szkoda, że całość wybrzmiewa jednak zbyt lekko, naiwnie, dobrodusznie. Rawinisowi zabrakło pazura choćby Patryka Vegi, który – co także jest precedensem – w
Pitbullu szedł po identycznej orbicie. Piszę „także”, gdyż sam Rawinis w swym gatunku niemalże nie ma u nas konkurencji, i jako taki powinien być oceniony pozytywnie – za realizację szczerą, konsekwentną, choć literacko może ciut zbyt powściągliwą – jakby nie mógł się zdecydować, czy pójść w reportażowość, czy w literacko-filmowe pastiszowanie.
Warto po Rawinisa sięgnąć, i poczekać, czy poletko literatury policyjnej u nas się rozwinie. Osobiście bardzo bym na to liczył.
MARTWA NATURA Z KSIĘŻYCEM
M.P. Rawinis
Wydawnictwo: Przedsiębiorstwo Wydawnicze Rzeczpospolita SA , Lipiec 2006
ISBN:83-60192-08-1
Liczba stron:144
cena 19.90