Wywiad z Igorem Brejdygantem

Autor: Ewa Dąbrowska Data publikacji: 27 grudnia 2016

„Kaszowski to ja, gdybym był fajniejszy”

Igor Brejdygant jest scenarzystą, a ostatnio zadebiutował jako pisarz „Paradoksem”. Opowiedział nam o swoich inspiracjach, bohaterach i planach na przyszłość.

Ewa Dąbrowska: Serial „Paradoks”, którego był Pan scenarzystą, powstał w 2012 roku. A kiedy zaczął Pan pisać powieść na jego podstawie? I skąd w ogóle pomysł na stworzenie książkowej wersji serialu?

Igor Brejdygant: Pisanie powieści rozpocząłem pod koniec 2015 roku, od razu po podpisaniu umowy z Marginesami. Pomysł na stworzenie wersji książkowej serialu chodził za mną od dość dawna, robiłem nawet jakieś pierwsze przymiarki, dopiero jednak kiedy do współpracy zaprosiło mnie wydawnictwo, wziąłem się za to porządnie. Skąd pomysł? Kiedy pisze się serial, to bardzo wiele z tego, co pojawia się w głowie, wypada poza margines serialowej opowieści, bo konwencja scenariusza zwyczajnie nie jest tego w stanie pomieścić. Powieść to formuła znacznie bardziej otwarta, w której można opowiadać właściwie bez umiaru. Miałem jeszcze sporo do opowiedzenia na temat Paradoksu, więc napisałem powieść.

E.D.: A czym różni się pisanie scenariusza od pisania powieści? Co bardziej się Panu podoba?

I.B.: Obie te rzeczy podobają mi się na swój sposób. Scenariusz lubię za jego zwięzłość i za to, że trzeba bardzo ściśle trzymać się reguł filmowej dramaturgii, powieść to zabawa słowem i dużo większe pole do popisu dla wyobraźni. Czasem lubię opowiadać zwięźlej i „filmowiej”, czasem wolę popłynąć trochę dalej.

E.D.: Czy pisząc o Kaszowskim, miał Pan w głowie Bogusława Lindę, czy może „swojego” Kaszowskiego, tego, którego stworzył Pan w scenariuszu?

I.B.: Pisząc serial, miałem w głowie Kaszowskiego, czyli oczywiście po prostu pewną idealizację samego siebie. Kiedy pisałem powieść, choć bardzo się starałem nie wchodzić do filmowej rzeki, to oczywiście Boguś był jednak jakoś obecny w mojej pamięci, więc myślenie o nim było nieuniknione. Z drugiej strony skoro pisałem wyidealizowanego siebie, a Linda był jednym z idoli mojej młodości, to wyszło na to samo. Innymi słowy: miałem Bogusia w głowie i wtedy, i później, choć na trochę innej zasadzie.

E.D.: W „Paradoksie” opisuje Pan kilka kryminalnych spraw, między innymi samobójstwo księdza czy śmierć w domu opieki. Czy wszystkie historie są efektem Pana wyobraźni? A może któraś ma zakotwiczenie w rzeczywistości?

I.B.: Wszystko, co piszę, ma zakotwiczenie w rzeczywistości, bo to rzeczywistość, przynajmniej taka, jaką ja ją widzę, jest tym, co wypełnia moją głowę. Dlatego każda historia, którą opowiadam, składa się z małych klocków rzeczywistości, które w toku życia uzbierała moja głowa. Jeśli jednak pyta mnie Pani, czy historia z księdzem lub śmierć w domu opieki zdarzyły się naprawdę, to nie mam pojęcia, być może się zdarzyły, a być może dopiero się zdarzą, a może na szczęście się nie zdarzą. Nie mam zielonego pojęcia.

E.D.: W jaki sposób przygotowywał się Pan do pisania scenariusza i książki? Konsultował się Pan z policjantami?

I.B.: Przy pisaniu serialu byli obecni konsultanci policyjni, i nie tylko policyjni, konsultowałem się z nimi i konsultacje te były bardzo pomocne. Przy powieści już tego nie robiłem, bo uznałem, że wiedza nabyta przy tworzeniu scenariusza będzie wystarczająca. Mam nadzieję, że się nie pomyliłem.

E.D.: Który z bohaterów „Paradoksu” jest Panu najbliższy?

I.B.: Oczywiście Kaszowski, bo to ja, gdybym był fajniejszy. A tak bardziej serio, to nie wiem. Lubię i Marka, i Joannę, każde na swój sposób ulepiłem tak, by ich lubić. Szwarccharakter, czyli Andrzej Zieliński, podoba mi się najmniej.

E.D.: Mnie nie podoba się w ogóle. A skąd pomysł na taki właśnie tytuł, „Paradoks”?

I.B.: Pomysł stąd, że zależało mi bardzo na tym, by w opowiadanych historiach, i to zarówno tych epizodycznych, krótkich, jak i w tej nadrzędnej, która toczy się przez całą powieść i toczyła się przez serial, było coś, czego nie da się określić w prosty sposób. Zależało mi na tym, by pokazać świat w całej jego krasie, w złożoności, która tylko bardzo rzadko daje się określić jednoznacznie jako czarna albo biała, zerowa albo jedynkowa. Dla mnie świat jest wielce nieokreślony, mglisty, skomplikowany i niezwykle złożony właśnie, innymi słowy: jest po prostu pełen paradoksów.

E.D.: Na stronie wydawnictwa możemy przeczytać, że właśnie pisze Pan drugą powieść. Proszę uchylić rąbka tajemnicy: o czym będzie?

I.B.: Będzie o mordercy, tym razem seryjnym, i o policjantce, która go ściga, i o potencjalnej kolejnej ofierze tego mordercy. Jeśli moja policjantka okaże się wystarczająco dobra w swojej robocie, to pewna bardzo fajna, młoda i urodziwa dziewczyna przeżyje, jeśli nie, to dziewczyna zginie. Nie mam pojęcia, jak to się skończy. (śmiech)

E.D.: A czym jeszcze, poza pisaniem powieści, zajmuje się Pan obecnie?

I.B.: Pisaniem kostiumowego serialu kryminalnego „Belle epoque” dla TVN-u oraz jeszcze kilkoma pomniejszymi pisaniami.

E.D.: Jesteśmy na Portalu Kryminalnym, więc muszę o to zapytać: czyta Pan kryminały? A może ma Pan ulubionych autorów?

I.B.: Kryminały bardziej oglądam niż czytam, choć i kryminalne lektury mi się zdarzają, a kiedyś zdarzały mi się nawet częściej. Oglądam „Homeland”, jeśli akurat jest, „The Killing”, zanim się skończył, „Westworld” ostatnio, „Dextera”, z dużym zainteresowaniem oglądałem też nasz „Pakt”, bo traktował trochę o tym, co wokół nas. Jeśli chodzi zaś o lektury kryminalne, to z tych świeższych rzeczy czytałem trochę Ahnhema, wcześniej Larssona, a dawniej oczywiście Chandlera, Christie, no i rzecz jasna Conan Doyle’a.

Fot. Magdalena Wolna

Z Igorem Brejdygantem rozmawiała Ewa Dąbrowska

 

Recenzja powieści „Paradoks”

Udostępnij