Wywiad z Danielem Radziejewskim

Autor: Ewa Dąbrowska Data publikacji: 13 lipca 2021

Ewa Dąbrowska: „Miasto, które nigdy nie śpi”, „betonowa dżungla pełna sprzeczności”, „miejsce ludzkich uniesień i cierpień, bieli i czerni, rozpadających się domostw w cieniu nowoczesnych biurowców, niezwykłego bogactwa i przejmującego ubóstwa, miejsce sztuki najwyższych lotów w towarzystwie rynsztokowego graffiti, pięknych ludzi o najszczerszych sercach, żyjących pod kontrolą skorumpowanych polityków o najbrzydszych intencjach”. To powieściowe São Paulo. Ile w tym opisie Pańskiej obserwacji, a ile wyobraźni?

Daniel Radziejewski: To São Paulo widziane moimi oczami, a więc obraz niekoniecznie w pełni prawdziwy czy obiektywny. Sądzę jednak, że ten opis dość dobrze odzwierciedla tę metropolię. Kontrasty faktycznie są bardzo wyraźne, co nie oznacza, że u nas nie ma ich wcale – są, ale nie rzucają się tak bardzo w oczy. Tak naprawdę São Paulo posiada wszystkie cechy każdej wielkiej aglomeracji, jedynie te przeciwieństwa wydają się bardziej dostrzegalne, szczególnie dla nas – Europejczyków. Jednak gdy pomieszkamy tam trochę, po pewnym czasie staną się częścią naszej codzienności i przestaniemy je zauważać. Dla mnie to taki Nowy Jork Ameryki Południowej. 

Miasto jest bohaterem „Dziecięcego Kramu”, a bohaterką – młoda samotna matka, obciążona rodzinną traumą (i nie tylko traumą). Dlaczego postanowił pan oddać główny głos kobiecie?

Oddanie głosu kobiecie było czymś oczywistym od samego początku, było naturalną częścią pomysłu, który przyniosło mi natchnienie. Pisząc „Dziecięcy Kram”, zdałem sobie sprawę, że przydzielając główną rolę młodej kobiecie z pięcioletnim dzieckiem, czynię całą historię bardziej dramatyczną, ale też bardziej wiarygodną. Podejrzewam, że gdyby głównym bohaterem został jakiś Fabio czy Mario, wielu Czytelników mogłoby zarzucić mi naciąganie fabuły, mogłoby powiedzieć, że mężczyzna zachowałby się inaczej lub podjąłby inne kroki w niektórych sytuacjach. Z dzisiejszej perspektywy widzę, że Klara oraz jej otoczenie (São Paulo) były słusznymi wyborami. Dzięki tym elementom powieść wychodzi poza schemat, co w ciągłym przypływie nowych książek na polskim rynku staje się coraz trudniejsze do osiągnięcia.

Jako że Pańska najnowsza powieść to horror, czytelnicy znajdą w niej nadprzyrodzony element. Wierzy pan w duchy czy wprost przeciwnie, twardo stąpa pan po ziemi?

Twardo stąpam po ziemi. W moim przekonaniu wiara – w cokolwiek wierzymy – zaprowadza spokój w naszym wnętrzu, ale zawsze jest niewłaściwą drogą do prawdy, ponieważ nigdy nie opiera się na naukowych dowodach. Wierzymy, bo tak nam wygodnie i tyle! Wierzymy w duchy na podstawie opowieści naszych babć, ich sąsiadek, czy może dalekich krewnych ich sąsiadek, albo poprzez niemożność wytłumaczenia zjawiska, jakiego doświadczyliśmy na własnej skórze, za którym pewnie kryje się jakieś proste naukowe wyjaśnienie. Bardzo chciałbym, żeby zjawy istniały, wtedy byłbym przekonany o istnieniu życia po śmierci. Niestety, do dzisiaj pozostaję sceptykiem, ponieważ nikt z zaświatów nie chce mi się ukazać. Może się mnie boją, a może nie istnieją, sam już nie wiem. Niemniej historie z duchami w tle są niezwykle interesujące, gdyż zawsze pociąga nas to, co nieznane i tajemnicze. Pomimo mojego braku wiary w zjawiska nadprzyrodzone, opisując je w moich książkach, być może wyrażam cichą nadzieję, że coś takiego faktycznie może istnieć. 

Proszę nam zdradzić: jaki jest Pański sposób na wystraszenie czytelnika?

To trudne pytanie, ale postaram się na nie odpowiedzieć. Naoglądałem się dużo filmów grozy i wywnioskowałem, że tak naprawdę najbardziej przeraża nas nasza własna wyobraźnia. Jeśli wiemy, że coś czai się w ciemności, ale tego nie widzimy, bądź widzimy tylko część, nasz umysł podsunie nam najstraszniejsze obrazy. Filmy o zombie lub o wampirach nie są straszne, ponieważ szybko oswajamy się z ich wizerunkiem, ich wygląd po jakimś czasie zaczyna nawet śmieszyć. Za to świadomość, że na przykład w szafie czai się zło, którego jeszcze nie ujrzeliśmy, ale powoli otwieramy skrzypiące drzwi, zmierzamy do tego, by odkryć, co kryje się wewnątrz, przyprawia nas o ciarki. Dlatego postarałem się o podobne momenty w mojej powieści. Filmy mają tę przewagę nad książkami, że mogą nas wypłoszyć nagłym, głośnym dźwiękiem lub potworem niespodziewanie wyskakującym zza rogu. Na papierze tego nie uzyskamy. Według mnie opisując pełną napięcia scenę grozy w książce, musimy uruchomić wyobraźnię Czytelnika i mieć nadzieję, że dostatecznie go ona wystraszy. Nie ujawniajmy wszystkiego, przynajmniej na początku; pełen opis naszego zła zostawmy na koniec powieści, kiedy już wcześniej kilkakrotnie podniesiemy Czytelnikowi ciśnienie. W „Dziecięcym Kramie” momenty, w których często dzieje się coś niepokojącego, są celowo spowalniane poprzez opis myśli bohaterki czy reakcji jej ciała. Obserwujemy w głowie tę chwilę w zwolnionym tempie i pozwalamy dojść do głosu naszym myślom, a te podsuwają nam mroczne obrazy. Wyobraźnia dostaje pożywkę, dzięki której kreuje grozę, gdyż wie, że za kilka linijek tekstu może wydarzyć się coś strasznego.

Od zawsze wiedział Pan, że chce stworzyć coś w tym gatunku? Skąd to upodobanie do mroku i makabry, których w „Dziecięcym Kramie” całkiem sporo?

Od dłuższego czasu dostrzegam, że moja pisarska ścieżka prowadzi w coraz głębszy mrok, więc napisanie „Dziecięcego Kramu” nie jest dla mnie zaskoczeniem. Jak już wspomniałem w innych wywiadach, duży wpływ na to miała irlandzka pogoda, która bynajmniej nie należy do słonecznych – wręcz przeciwnie, deszcz, chmury i wiatr były powszechne w okresie, kiedy tam mieszkałem, a spędziłem na tej pięknej wyspie jedenaście lat. To tam zacząłem pisać „Miasteczko Anterrey”, moją trzecią powieść, lecz pierwszą z fabułą osadzoną w dość mrocznym miasteczku. Najwyraźniej do dzisiaj odczuwam skutki tamtejszej pogody, skoro moje pomysły na nowe historie wciąż krążą wokół thrillerów i grozy. 

Na kartach moich powieści przebijają się też moje zainteresowania – od zawsze intrygowały mnie dobre filmy grozy (a takich jest niewiele), programy o śledztwach, na przykład „Detektywi sądowi”, oraz niewyobrażalne czyny, do których nieraz prowadzą najmroczniejsze zakamarki ludzkiej natury. Myślę, że w książkach przedstawiam złoczyńców, których cech sam nie posiadam, sytuacje, które przerażają mnie samego, a których nigdy nie doświadczyłem i nie chciałbym doświadczyć. Wygląda na to, że zacząłem opisywać Czytelnikom niepokojące i przyprawiające o gęsią skórkę szepty dochodzące z ciemnej strony mojej wyobraźni. Z pewnością nie będzie to regułą w każdej książce, ale nie ukrywam, że dobrze czuję się w tym gatunku.

Śmierć to zawsze trudny temat, śmierć dziecka – tym bardziej. Nie bał się pan przekroczenia pewnej granicy, złamania tabu?

Zupełnie o tym nie myślałem, pracując nad „Dziecięcym Kramem”. Opisałem historię z trudnym do wyobrażenia punktem kulminacyjnym, ponieważ tak właśnie zaświtała mi w głowie półtora roku temu. Zdałem sobie sprawę, że nigdy nie czytałem o czymś takim w żadnej książce, co wcale nie oznacza, że coś podobnego nigdy nie powstało. Jednak już na bardzo wczesnych etapach pisania tej powieści wiedziałem, że to będzie dla polskiego Czytelnika niecodzienna fabuła, nie tylko dlatego, że akcja dzieje się w Brazylii, ale też ze względu na nietypowe i przerażające wyjaśnienie jednej z zagadek, którą próbuje rozwiązać główna bohaterka, Klara. Nie uważam, że przekroczyłem granicę przyzwoitości, ponieważ oddałem Czytelnikowi w pełni fikcyjną opowieść z fikcyjnymi ofiarami. Myślę, że niejeden pisarz przedstawił ten temat w bardziej dosadny, szokujący czy makabryczny sposób. „Dziecięcy Kram” nie jest dokumentem obrazującym powolną i makabryczną śmierć konkretnego dziecka, na dodatek uzupełnioną zdjęciami; to w pełni wymyślona historia z elementami grozy. Jeśli faktycznie szokuje, to znaczy, że jest przekonująca, ale nie sądzę, by Czytelnik rozpatrywał ją pod kątem złamania tabu.

Jest Pan nauczycielem języka angielskiego. Czy praca lektora może nieść inspiracje dla pisarza?

Moja debiutancka powieść, „Metodyk”, była w pewnym sensie produktem opisującym losy początkującego nauczyciela angielskiego, którym sam kiedyś byłem. I choć cała historia i ów nauczyciel to czysta fikcja, pewne sytuacje w książce faktycznie miały miejsce na moich zajęciach w gimnazjum. Moje wczesne doświadczenia w edukowaniu młodzieży bardzo mi pomogły w stworzeniu „Metodyka”, można więc powiedzieć, że w tym przypadku praca stała się inspiracją do napisania powieści. Obecnie nie szukam już natchnienia w swoim zawodzie i nie planuję napisać w najbliższych latach kolejnej historii osadzonej w środowisku czysto szkolnym, jednak nauczanie wciąż może podsuwać pewne pomysły. Jako lektor w szkole językowej często poznaję nowych uczniów w różnym wieku. Niektórzy z nich opisują po angielsku swoje historie, co mogłoby zainspirować do napisania niezwykle ciekawej powieści bądź wykreowania jakiegoś intrygującego bohatera – niemniej póki co nie narzekam na brak pomysłów na fabuły przyszłych książek, więc na razie nie będę sięgać po życiowe losy swoich uczniów.

Czy Pańska kolejna powieść też będzie horrorem? A może na razie odpoczywa Pan od pisania? 

Chwilowo odpoczywam od pisania, ale zacząłem już pracę nad swoją kolejną powieścią. Tym razem nie będzie elementów horroru, za to miłośnicy sensacji, thrillera i kryminału zapewne znajdą coś dla siebie. Akcja będzie toczyć się w Lesznie, gdyż chciałbym przedstawić Czytelnikom miasto, w którym się urodziłem i wychowałem. Nie czytałem jeszcze książki z fabułą osadzoną w moim mieście, dlatego planuję uwiecznić Leszno w mojej kolejnej opowieści. Nie wiem jeszcze, czy właśnie ta zostanie wydana w następnej kolejności, gdyż mam już ukończoną drugą część dość mrocznego „Miasteczka Anterrey”, które wymaga jedynie kilku porządnych szlifów. Tak więc nie spoczywam zupełnie na laurach i prędzej czy później chciałbym zaskoczyć Czytelnika nową i, mam nadzieję, ciekawą historią. 

A po jaki gatunek najchętniej sięga pan jako czytelnik?

Staram się nie ograniczać wyłącznie do jednego czy dwóch gatunków, choć nie czytam książek obyczajowych, romansów czy erotyków. Przeważnie jest to jakiś thriller, kryminał czy powieść grozy, ale dla mnie najważniejsza jest absorbująca historia z wyrazistymi bohaterami, pełna emocji, nawet jeśli wybiega poza interesujące mnie gatunki. 

Jesteśmy na Portalu Kryminalnym, muszę zatem zapytać: czy ma Pan swój ulubiony kryminał? Coś, co poleciłby pan każdemu?

Tutaj zawiodę Portal Kryminalny, ponieważ muszę przyznać, że nie mam swojego ulubionego kryminału – może dlatego, że książki, które czytam w ostatnich latach, są pewną mieszkanką gatunków, posiadają elementy kryminału, ale nie są nim w stu procentach. Ostatni prawdziwy kryminał, który przeczytałem całkiem niedawno, to „Pierwszy śnieg” Jo Nesbø. Bardzo dobra pozycja, szczerze zachęcam do zapoznania się z nią, szczególnie miłośnikom powolnego rozwoju akcji. Jedynym mankamentem była nadmierna liczba skandynawskich imion i nazw, przez które chwilowo się gubiłem, ale cała historia jest naprawdę ciekawa.

A co czyta Pan aktualnie?

Kończę czytać „Instytut” Stephena Kinga – dobra książka, choć wolę go w bardziej mrocznym wydaniu. Na czytniku mam jeszcze wiele pozycji czekających na swoją kolej, głównie rodzimych autorów, więc niedługo znów zagłębię się w polskie klimaty. 

Udostępnij

PRZECZYTAJ TAKŻE

NOWOŚĆ

Dziecięcy kram, Daniel Radziejewski

Kiedy zmarli zaczynają ukazywać się żywym, zawsze mają coś ważnego do przekazania.

30 czerwca 2021