Spotkałem starszego pana, który powiedział, że miał dużo szczęścia w  życiu, ale jest pewien, że kiedyś przyjdzie dzień, w którym będzie musiał się z tego rozliczyć.

O zapamiętywaniu, dekonstrukcji, rozliczaniu (ale nie lustrowaniu!) przeszłości, o miejscach rajskich i piekielnych – rozmawiam z autorami kolejnych tomów Polskiej Kolekcji Kryminalnej – Maciejem Malickim i Marcinem Świetlickim, oraz z wydawcą serii – Irkiem Grinem.

">
Spotkałem starszego pana, który powiedział, że miał dużo szczęścia w  życiu, ale jest pewien, że kiedyś przyjdzie dzień, w którym będzie musiał się z tego rozliczyć.

O zapamiętywaniu, dekonstrukcji, rozliczaniu (ale nie lustrowaniu!) przeszłości, o miejscach rajskich i piekielnych – rozmawiam z autorami kolejnych tomów Polskiej Kolekcji Kryminalnej – Maciejem Malickim i Marcinem Świetlickim, oraz z wydawcą serii – Irkiem Grinem.

"> Malicki, Świetlicki, Grin - rozmowa z twórcami Polskiej Kolekcji Kryminalnej - Portal Kryminalny

Malicki, Świetlicki, Grin - rozmowa z twórcami Polskiej Kolekcji Kryminalnej

Autor: Tomasz Daniel Dobek Data publikacji: 16 maja 2007

Spotkałem starszego pana, który powiedział, że miał dużo szczęścia w  życiu, ale jest pewien, że kiedyś przyjdzie dzień, w którym będzie musiał się z tego rozliczyć.

O zapamiętywaniu, dekonstrukcji, rozliczaniu (ale nie lustrowaniu!) przeszłości, o miejscach rajskich i piekielnych – rozmawiam z autorami kolejnych tomów Polskiej Kolekcji Kryminalnej – Maciejem Malickim i Marcinem Świetlickim, oraz z wydawcą serii – Irkiem Grinem.

Tdd:
Skoro już mamy autorski duet, to może zacznę jak ostatnio, kiedy miałem przyjemność przeprowadzenia rozmowy z Gają Grzegorzewską i panem Świetlickim – panowie czytali nawzajem swoje pozycje? …

Maciej Malicki:
(MM)

Niestety, jeszcze nie do końca.


Marcin Świetlicki:
(MS)

Ja również jestem w trakcie, i tyle mogę od siebie powiedzieć, iż póki co jest to najlepsza pozycja Malickiego, najświeższa, a to przede wszystkim dlatego , ze jest to kryminał. Nie ukrywam, wiedząc, że Malicki stale pisze tak a nie inaczej, być może kolejnej książki Malickiego pisanej tak a nie inaczej już bym nie zniósł. A tutaj jest właśnie ta świeżość, świeżość kryminalna, sensacyjna…

MM
Czekam niecierpliwie na chwilę kiedy zamknę nową książkę Marcina. “Dwanaście” pochłonąłem jednym tchem, z wielką przyjemnością czytania, czemu dałem dowód na piśmie – wysłałem Marcinowi po lekturze notkę “dziękczynną” . “Trzynaście zapowiada się obiecująco – ale muszę poczekać do końca.


Tdd
Panie Maćku, przechodząc wprost do pana – pan pochodzi ze Świdra, to mała miejscowość, jak pan to opisał w “Kawałku wody” , zresztą ze sporą goryczą, którą wchłonęło większe miasto… Proszę powiedzieć, jak pan zapamiętał to miasto, czy jak pan pamięta je do tej pory? A słowo “pamiętam” będzie tu bardzo istotne…

MM
Mieszkałem w Świdrze sześćdziesiąt lat, no, powiedzmy pięćdziesiąt osiem, gdyż pierwsze dwa lata, których kompletnie nie pamiętam, spędziłem w Szczecinie. W wieku dwóch lat przeprowadziłem się, czy raczej przeprowadzono mnie do Świdra. Jak go wspominam? Z olbrzymim sentymentem, z olbrzymią miłością, nie waham się użyć tego słowa w stosunku do miejsca, w którym przeżyłem prawie całe życie. Miejsca specyficznego, niepowtarzalnego, wyjątkowego i osobnego. Począwszy od krajobrazu, poprzez historie, które tam się działy, a skończywszy, i to nawet przede wszystkim – na ludziach. Niestety, coraz ich mniej. Coraz częściej dowiaduję się, że kolejny towarzysz i kompan świderskich historii przeniósł się do, jak mówią, lepszego ze światów. Hm. Ale tak mówią. Tak. Świder pozostanie zawsze miejscem najważniejszym.  


Tdd
Czy jest to dla pana miejsce magiczne?

MM
Oj, nie lubię tego słowa, nie przepadam, choć z drugiej strony trudno znaleźć ekwiwalent.


Tdd
Pytanie to ma związek z pana charakterystyczną poetyką pisarską, pan bowiem “zapisuje dni”. Uprawia pan prozę pamiętnikarską, bliską impresji, przyrównuje się pana  do Białoszewskiego… Zresztą tutaj jest duża zbieżność z prozą Marcina Świetlickiego poniekąd. Dlaczego wybrał pan właśnie taką formę prozy? Swoiste, literackie “zapamiętywanie” przeszłości…


MM
Naturalna kolej rzeczy. Nie szukam formy. Nie potrafię inaczej. Odkąd pamiętam pisałem  swoistego rodzaju dziennik bez dat. “Kogo nie znam ” jest jego dalszym ciągiem, kontynuacją z dodaną [wymyśloną] intrygą kryminalną. Ot, cały czas piszę jedną książkę. I tyle.


Tdd
A w którym momencie zdecydował się pan oprzeć na konwencji kryminału, czy  thrillera?

MM
Samo przyszło. Sprowokowane zdaniem Marcina: “pan by kryminał napisał”. Ku mojemu zaskoczeniu zdanie padło na żyzną glebę. Języczkiem u wagi okazał się tajemniczy napis, który zobaczyłem na opuszczonym poligonie – UZIEMNIĆ DIAMENT. I poszło. Jak wyżej mówiłem – “po mojemu”. Nie zaglądałem do podręczników pisania kryminałów, jeżeli takowe istnieją. Gdybym to zrobił – prawdopodobnie powstałby potworek, który nigdy nie ujrzałby światła dziennego.


Tdd
Czyli materia kryminalna nie jest panu obca?

MM
Kiedyś byłem fanatycznym czytelnikiem powieści kryminalnych. Pochłaniałem. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że tak zwaną klasykę gatunku mam “obcykaną”. Od Edgara Allana Poe do Raymonda Chandlera. To chyba na nim “edukację” zakończyłem. Co się teraz dzieje? Przyznaję – słabo wiem. No, z małymi wyjątkami. Na przykład – “Dwanaście” Marcina Świetlickiego. O czym wyżej.


Tdd
Tak, w Kogo nie znam, jak i w pana poprzedniej prozie bardzo istotne są podróże. Pan dużo podróżował? …

MM
Zgoda, ale musze uściślić i uzupełnić o rodzaj podróży dla mnie najważniejszy. Mam na myśli marsz, włóczęgę, łażenie.  


Tdd
I tu jest właśnie opozycja, patrząc na waszych bohaterów, u Świetlickiego jest ów łazik miejski, flaneur, u pana zaś bohater-włóczykij światowy, prowincjonalny… Który mnóstwo czasu spędza w pociągach, pociągi grają zresztą ważną rolę w Kogo nie znam.

MM
Ubóstwiam pociągi. Wie pan, raz w miesiącu muszę być w Warszawie [niestety]. Docieram do niej pociągiem który jedzie najdłużej i najwolniej. Jest taki, bezpośredni z Mikołowa [Racibórz – Olsztyn]. Nazywa się “Kormoran”. Prawie sześć godzin opłotkami. I co bardzo istotne – w dzień. Bo w pociągu nie czytam, nie drzemię, nie nawiązuję znajomości. Tylko wyglądam. Może lepiej – patrzę.


Tdd
Obserwuje pan ludzi?

MM
Też. Obserwuję i słucham. Jeżeli się pojawiają. Za czym nie przepadam. I tutaj jawi się kolejna przewaga “Kormorana” nad innymi pociągami. Jest w nim zawsze jeden wagon pierwszej klasy. Nieodmiennie pusty! W obie strony! Daje to absolutny komfort. Samotność i widoki.


Tdd
Dobrze, to od tych pociągów możemy też przejść płynnie do Marcina Świetlickiego…

MS
W pociągach czytam.

Tdd
Wspominał pan o tym ostatnio. A co pan czyta?

MS
Co się trafi, przeważnie kupuję pięć książek na przejściu podziemnym krakowskiego dworca, i czytam.

Tdd
Pozwolę sobie na odrobinę, jak mi się początkowo wydawało - goryczy: czytając pierwsze kilkadziesiąt stron Trzynaście pomyślałem – no szkoda, niby zgrabne, niby oryginalne… ale to jednak powtórka z Dwanaście, i jakby trochę nużące już to wszystko… Ale pan wtedy nagle, bardzo mocno i bardzo zgrabnie…

MS
No od siódmego rozdziału to idzie w inną stronę, całkowicie, i chyba zaskakująco…

Tdd
Czy to nie jest tak, że pan się ratował? Nagle odskoczył, aby nie było dubla Dwanaście?

MS
To było bardzo świadome, widzi pan – wydałem dotąd dziesięć książek poetyckich, i niektórzy uważają, że ta pierwsza jest i tak najlepsza. Wydałem jakieś sześć płyt, i wszyscy uważają, że pierwsza była najlepsza. Jest obawa, że wszyscy będą mówić,  że moja pierwsza powieść jest najlepsza, więc pozwoliłem sobie na żarcik, i przez pierwsze strony drugiej udaję, że będzie ona taka sama, żeby ci, co mają małą wyobraźnię byli zadowoleni i poczuli się bezpiecznie, a później robię woltę… bo na wolcie to polega, nie można pozwolić ludziom, by poczuli się zbyt bezpiecznie w swych przyzwyczajeniach.

Tdd
Pan większość życia spędził w Krakowie?

MS
Zgadza się. A dokładniej to od roku 80. Z przerwą na jakieś trzy, nie, dwa i pół roku.

Tdd
Czyli, jako mieszkaniec Krakowa, jak pan skomentuje owe antagonizmy Kraków – Warszawa? Bo przecież mistrza wypycha pan barbarzyńsko do Warszawy!

MS
Ja miałem do wyboru, jako że miałem wolny wstęp na uniwersytety, byłem olimpijczykiem i takie tam historie, i miałem do wyboru Kraków lub Warszawę. W rodzinnym Lublinie nie bardzo chciałem zostać, bo to miasto było chyba dla mnie za małe, więc z przyjemnością wybrałem ten Kraków, i nawet się nie zastanawiałem, bo przecież… W tej Warszawie to teraz… albo bym już nie żył, albo byłbym nikim.

Tdd
Jednak jest bardzo wymowną rzeczą, i symboliczną, że Porucznik, o którym zaraz jeszcze porozmawiamy, wjeżdżając pociągiem do Warszawy pierwsze, co widzi z okna, to – masturbującego się mężczyznę!

MS
To jest jak najbardziej autentyczna postać.

MM
Widziałem go kilka razy. Widzieliśmy tego samego faceta!


MS
On ponoć występuje na kartach Lubiewa (Michała Witkowskiego – przyp. Tdd), czy jakaś postać, która właśnie na tamtejszym dworcu to robi..

Irek Grin (IG)
I dlatego w wydaniu warszawskim ta scena będzie wycięta. /śmiech/

Tdd

Ale i tak dosyć powściągliwie pan tę Warszawę opisał, spodziewałem się czegoś bardziej pikantnego…

MS
Bo jestem związany z mieszkanką Warszawy, i ona mnie pyta: dlaczego ty robisz to mojemu miastu?! Pan mówi: powściągliwie, a inni, że jest to chamskie i ohydne potraktowanie tego pięknego miasta i jego sympatycznych mieszkańców pochodzących z Włocławka /śmiech/

Tdd
A skoro już siedzimy w tej Warszawie, to trzeba przejść do bardzo intrygującej rzeczy. Otóż nie przypadkowo Wydawnictwo EMG wybrało taką strategię wydawniczą, iż obie panów powieści wydaje równocześnie. Pomijając podobieństwa formalne, panowie wykorzystali w nich literackie crossover – uniwersa tych dwu powieści zazębiają się w pewnej chwili, w pewnej warszawskiej kawiarni…

MS
To autentyczne miejsce, nazwy nie podamy, aby czytelnik miał zabawę z wyłapaniem spotkania, które jest stołecznym odpowiednikiem krakowskiego “zwisu”. Zresztą ono pojawiało się już w milicyjnych kryminałach, jako miejsce spotkań tych wszystkich szemranych postaci, cinkciarzy i takich tam.

MM
Znam miejsce od kilkudziesięciu lat, od zawsze, od chwili kiedy zacząłem pić kawę i piwo.  


IG
Ale trzeba podkreślić, iż  nie jest to tylko spotkanie bohaterów, ale spotkanie dwóch autorów, kiedy za plecami siedzi bohater jednej książki a drugi przed chwilą śledził jednego z autorów. Stąd jest to bardzo wysmakowane, takie połączenie absolutne. Być może w konkursach będziemy namawiać właśnie, by takie detale wyszukiwać, by się dokładnie wczytać w powieści.

Tdd
A czyj to był pomysł? Kto to wymyślił?

MM
Nie pamiętam.



Marcin to wymyślił, i Marcin pamięta /śmiech/  Tylko nikt nigdy nie pamięta, co Marcin wymyśla.

Tdd
Dobrze, wróćmy teraz jeszcze do pana Macieja – pan mieszka w Mikołowie obecnie… Od jak dawna? I czy był to przypadek, czy wybór? …

MM
Tak. Od dziewięciu miesięcy mieszkam w Mikołowie. Pierwszy raz pojawiłem się na mikołowskim rynku [chyba w 2002 roku] zaproszony przez poznanych wcześniej kolesi po piórze [teraz przyjaciół] - poetów Maćka Meleckiego i Krzysia Siwczyka z Instytutu Mikołowskiego. I wsiąkłem. Przyjeżdżałem coraz częściej na coraz dłużej, coraz trudniej i ciężej mi się wyjeżdżało. No to pomyślałem, żeby w Mikołowie się zahaczyć. Pomieszkać. Osiąść. No i w końcu się udało.  


Tdd
Jakie miejsce zajmuje u pana Wojaczek, od którego zresztą wziął pan motto do Kogo nie znam?

MM
Jestem rówieśnikiem Rafała Wojaczka. Byłem z nim, z tym co się ukazywało drukiem, na bieżąco. Razem z wierszami docierała legenda poety przeklętego. Przyznam, że bardziej fascynowała mnie ta druga sfera – biograficzna. I tutaj wracam do Mikołowa. Siedziba Instytutu mieści się w mieszkaniu Rafała Wojaczka. [Zostało po nim trochę pamiątek. Meble, książki – niestety niewiele]. Na fasadzie kamienicy, przy drzwiach do niej prowadzących, jest tablica upamiętniająca ten fakt. Płaskorzeźba twarzy, stosowne daty i wiersz. Kopia tablicy wisi w Instytucie. Patrzę na nią codziennie. Pewnego dnia [kończyłem właśnie książkę, miałem kłopot z tytułem] jak zwykle około jedenastej rano otworzyłem drzwi Instytutu, spojrzałem na tablicę i przyszło olśnienie. Przecież moja książka jest cała z tego wiersza, a jego fragment – “kogo nie znam” – to idealny tytuł. I tak się stało. Taki tytuł, takie motto.


Tdd
A jak wykluła się fabuła, intryga, którą napędza owa tajemnicza fraza UZIEMNIĆ DIAMENT?

MM
Wyżej wspominam o napisie. Że stał się języczkiem u wagi. Zaczynem. Pretekstem. Tak. Zobaczyłem go i zapadł głęboko w pamięć. Duże, czerwone litery. Nie dawały spokoju. No to wymyśliłem swoją historię napisu. Jego znaczenia [uziemnić – czytaj wykończyć, unicestwić], przesłania [nie unikniesz], przestrogi [prędzej czy później dopadnę cię]. I tak dalej, i tak dalej.


Tdd
Może teraz do pana Świetlickiego pytanie. Przy naszej ostatniej rozmowie dyskutowaliśmy o tej, zamierzonej czy nie, bierności mistrza, w końcu detektywa. W Trzynaście postawił pan, co było zaskakujące, na innego bohatera, na podstarzałego Porucznika, który prowadzi rasowe śledztwo kryminalne…

MS
Porucznik pojawił się już w epizodzie Dwanaście, a tutaj jest on rozbudowany, gdyż jakiś przedstawiciel prawa musi się pojawić tam, gdzie są zwłoki. Z tym, że wyszedł mi on bardzo tak dobrodusznie, niby ma w sobie klasycznego policjanta, niby nie jest skorumpowany, ale da się skorumpować, a jeszcze ma ten dramat, że bija go żona razem z teściową.  A co ma zrobić policjant, którego bije żona? Jak jej odda, to ona wezwie policję, przyjadą koledzy i będą się z niego śmiać. I przez to on taki trochę żałosny jest… Choć przyznam, że trochę przy tym bohaterze bazowałem na takiej fińskiej powieści, zresztą rewelacyjnej, Harjunpaa i kapłan zła, bardzo dobra rzecz. Co warto też zaznaczyć, zostało to wydane przez pewną panią, która sama tłumaczy i sama wydaje fińskie powieści (Wyd. Kojro - przyp. Tdd), czasem nam podrzuca co nieco.

Tdd
Patrząc na obie panów pozycje w kontekście dotychczasowego repertuaru Polskiej Kolekcji Kryminalnej znamienne jest, iż znowu mamy do czynienia z anty-kryminałami. W przypadku kogo nie znam to nawet anty-thriller, pomijając specyficzną poetykę, która już odróżnia go od klasycznych sensacji, bardzo poruszające jest zakończenie, przewrotne samo w sobie… Ale mnie osobiście bardzo ujęła jakaś metafizyka z tego płynąca, nawet jakaś religijność… Konkludujące słowa – porzuciłem, zaniechałem, zapomniałem, oddaliłem się, co brzmi niemal jak religijna mantra… Zresztą nad główną postacią ciąży od początku fatum, fatum wynikające z tajemnicy owego napisu…

MM
Przywołam anegdotę. Otóż spotkałem kiedyś starszego pana. I to on powiedział mi, że miał w życiu dużo szczęścia, ale zarazem ma pełną świadomość, że nadejdzie dzień, w którym będzie się musiał z tego rozliczyć. Pomyślałem – jeżeli trzeba się rozliczać ze szczęścia, to tym bardziej trzeba będzie się rozliczyć z nieszczęść [cokolwiek to znaczy]. Z nieszczęść których jesteśmy przyczyną, powodem, zaczynem. Świadomie, czy nieświadomie. Pal licho. I nie mam na myśli służb specjalnych, policji, tak zwanego wymiaru sprawiedliwości, całego tego badziewia. Stąd tytuł, stąd motto. Powtarzam. Mam na myśli tego, kogo nie znam. Czego nie znam.


MS
Przepraszam, ja tutaj chciałbym jeszcze o tym anty-kryminale, otóż życzyłbym wydawnictwu, by udało się znaleźć kryminał klasyczny, a to będzie trudne bardzo. Dlatego też wyjściem może być tylko anty-kryminał, czy tutaj właśnie anty-thriller, z tego powodu, iż jeśli autor decyduje się na taką formę, to znaczy że ma świadomość gatunku…


IG
O ile zresztą w przypadku Świetlickiego tych sygnałów gry z konwencją jest sporo - przecież  Dwanaście zaczyna się frazą prawdziwy bohater powinien być samotny, co już na wejście ustawia czytelnikowi typ, i zaznacza grę z konwencją - o tyle w Kogo nie znam te sygnały są rzadsze, lecz także czytelne. Choćby przykład: na początku mamy opisane spotkanie bohatera w pewnej nadmorskiej knajpie, i on pyta barmana, gdzie jest ta strzelba, co tu kiedyś wisiała na ścianie? Barman zaś odpowiada, że ktoś ją połamał, bo próbował nią otworzyć automat do gry… Czyli – mamy tu klarowny sygnał złamania tej czechowowskiej reguły o strzelbie w pierwszym akcie! Mamy znak, że w Kogo nie znam strzelba żadna nie wystrzeli. Tak, jak Świetlicki pierwszym zdaniem otwiera przed nami całą przestrzeń noir, a tym samym wydaje dyspozycje czytelnikowi uprzedzając go – słuchaj, ja znam konwencję, tutaj jednak będę pogrywał trochę inaczej… Zresztą Malicki jest w tym uczciwy, z jednej strony mamy opowieść wg reguł klasycznego thrillera, jest tajemnica, niepokój i jest rozwiązanie, a z drugiej strony, właśnie choćby na podstawie tej strzelby, dostajemy sygnały, niejako, odwrotności myślenia , co ja kupuję jak najbardziej.

Tdd
Ale czy nie sądzą panowie, że właśnie takie zabawy w dekonstrukcję gatunku są, w pewnym sensie, łatwiejsze? Że prościej coś zdekonstruować, niż napisać klasycznie?

MS
Prościej zepsuć gatunek, niż zdekonstruować. A to łatwo poznać, czy ktoś zna gatunek , i nim się bawi, czy używa konwencji nieudolnie.  

Tdd
Panowie, kończąc powoli, pytanie obowiązkowe: jakie plany? Pan Świetlicki je zmienia, bo wspominał o Katarze siennym…

MS
Ale będzie Jedenaście, którym chyba zamknę cykl o mistrzu, a to pójdzie w stronę wyjaśnienia pewnych spraw z przeszłości mistrza, które jak dotąd pojawiały się szczątkowo, a teraz to będzie główny temat… A potem to chyba zamknę trylogię, i , ja wiem, może zajmę się komponowaniem muzyki filmowej, bądź też baletem, choreografią … /śmiech/

Tdd
A pan Malicki?

MM
Coś tam dłubię nad dwoma książkami. Ale posłużę się wybiegiem. Unikiem. Frazesem – “nie chcę zapeszyć”.


Tdd

Ale czy pozostanie pan przy sensacji?

MM
Jak wyżej. Unik. Lekko tylko opuszczę gardę i powiem, że od jakiegoś czasu “siedzę” też [podkreślam – też] nad książką, którą dla swoich potrzeb nazywam “śląską”. Ot, Śląsk [górny – to ważne!] z perspektywy przybysza, obcego. Ludzie, język, obyczaj, historia, topografia etc. Czy pojawi się wątek sensacyjny? Nie wiem. Być może.
 

Tdd
Czego ślady przewijają się już w Kogo nie znam.

MM
Tak. Pojawiają się. Może nawet tropy. Jeszcze nie wiem czy ta “śląska”  książka będzie powieścią, zbiorem opowiadań, czy być może dziennikiem [“moim” dziennikiem – patrz “takie tam”]. Chciałbym jak najwięcej i jak najszerzej, dlatego w ostatniej chwili zdecyduję. Kiedy już będę miał wszystkie słowa.


IG
Warto zwrócić uwagę osobną na to, jaką rolę gra u autorów topografia, przestrzeń akcji… U Malickiego te dziesięć miesięcy pisania powieści to wielka droga ze Świdra do Mikołowa, i stąd bardzo ważny jest potem Śląsk, nie tylko jako miejsce akcji, ale jako cel, do którego bohater, o nazwisku Maciej Malicki, zmierza… W Trzynaście ta Warszawa nieszczęsna staje się dla mistrza azylem, i on próbuje sobie poukładać tam życie wedle schematu krakowskiego…

MS
Zawodowa książka musi mieć topografię. Bez tego jest w dużej mierze kaleka. Uwielbiam książki, w których opisuje się pewne miejsca czy ulice, i kiedy na nich się przypadkiem znajdę, to miło jest pomyśleć – o, to było w tej czy tamtej książce!  U Maćka jest to Śląsk, u mnie Kraków, potem Warszawa; w niej ten mistrz próbuje sobie odtworzyć topografię Krakowa, ale że stolica jest miastem obcym i zimnym słabo sobie radzi… Poza tym topografia, nie tylko kryminalna, jest bardzo istotna, bo to wszystko jest powiązane z naszym kręgosłupem, mózgiem, u każdego jest ta potrzeba przywiązania do pewnego miejsca…

MM
“Kogo nie znam” powstało w czterech czwartych w Mikołowie. Zaczyna się on pojawiać mniej więcej od trzeciego, może czwartego rozdziału [nie pamiętam, nie czytam swoich książek, nie wracam do nich] – a więc siłą rzeczy miasto, [okolice, ludzie, język etc.] pojawiają się na kartach książki. Taką mam “metodę” [inaczej nie potrafię – mówiłem]. Bo chodzę po mieście, wędruję po okolicach, słucham. Żyję w tym miejscu. No to jakże inaczej? Pytam. Mam obsesję na punkcie wierności topograficznej. Potrafię iść w nocy kilka kilometrów żeby sprawdzić czy dobrze zapisałem szczegół. Dam przykład. Ostatnia scena książki rozgrywa się na mikołowskim rynku. “Pod” Starą Apteką [nazwa własna]. Na jej fasadzie, tuż nad chodnikiem jest kratka wentylacyjna. Napisałem, że jej żeberka są zamontowane pionowo. I wpadłem. Pionowo? Nie poziomo? No to chyba o trzeciej w nocy polazłem na rynek. Poziomo! Żeby było śmieszniej ta informacja w książce się nie pojawia. Zrezygnowałem. Ale wiem.


MS
A u mnie ta Warszawa pojawia się dlatego, ze zło musi mieć swoją siedzibę. /śmiech/ To jest takie czarne miasto, w którym mieszka zło.

MM
Na jednej z kamienic mikołowskich pyszni się napis – MIKOŁÓW JEST NIEBIESKI. I dodam, posługując się poetyką Marcina – mieszka w nim zaskakująco mało zła.

Tdd
U pana to wybrzmiewa trochę jak kraina szczęśliwości, mityzowana, baśniowa…

MM
Tak. Szukam takiego miejsca. Jeżeli nie znajduję, to wymyślam. We “Wszystko jest” ono się pojawia. Na przestrzeni kilku kilometrów kwadratowych mieści się wszystko co lubię. Morze, góry, las, tory kolejowe, stacja, droga, pobocze, knajpa, cmentarz, sklep, rzeka, most i tak dalej, i tak dalej. W Mikołowie to jest. No, oprócz morza. Ale to kwestia czasu. I wyobraźni.


Tdd
Dobrze, konkludując – życzę powodzenia panom, czekamy na dalsze projekty. Dziękuję bardzo.


Kraków, 18.04.2007

Udostępnij