Po grinowsko-szpiegowskich eksploracjach krakowskiego Kazimierza niebezpiecznym wyzwaniem wydawało się być wchodzenie znów do tej samej rzeki. Wiktor Kubica z Gronia w Zimnej fuzji na szczęście poszedł w zabawę, przygodę i rasową sensację - może naiwną, lecz sprawną, pozbawioną elementów pastiszu, czy z drugiej strony dętych teorii spiskowych – i Grinowi w drogę nijak nie wszedł. Dodatkowo – bardzo „domowo” postawił na mgiełkę starej, żydowskiej dzielnicy Krakowa.
Wacek Zięba to były bokser, sterany życiem, o szwankującym zdrowiu i obojętnym stosunku do świata. Na co dzień jest kierowcą Hermana, lokalnego biznesmena o jawnie szemranym zapleczu. Aktualnym zadaniem Zięby jest szoferowanie pewnemu sztukmistrzowi z Rosji, karłowatemu Arkuszy, jego ochroniarzom i pięknej asystentce Tatianie. Któregoś dnia Herman ginie nagle bez śladu, a porywacze domagają się negocjacji akurat z Wackiem, choć ten nigdy nie był w hierarchii nikim ważnym. Przypadkiem jeszcze bohater wejdzie w posiadanie tajemniczego, zabezpieczonego na trzy spusty laptopa, który – jak nie trudno się domyślić – wejdzie do gry jako element najważniejszy.
Nowe jest w twórczości Kubicy to, iż poza detaliczną topografią Krakowa (śledzenie trasy wydarzeń przyniesie autochtonom miły dreszczyk) wyeksponował lokalną, „kaźmirzowską” gwarę: tak Wacek, jak i jego uliczni kumple od kieliszka (i kombinatoryki), to archetypowi, miejscy baciarzy, żywe, archaiczne pomniki dawnego Krakowa. Są zatęchłe knajpki, jest piwo na krechę, jest wszechobecna wódka. W barze „Kazimierz” rządzi swojska szefowa Siła, gra się w karty i je razowe „fasbrety”. Ten miejski folklor urzeka, bo choć podany nieco schematycznie, stanowi kolejną (po sensacyjnym Grinie, „magicznym” Świetlickim , czy demarkacyjna Grzegorzewską ) próbę uchwycenia miasta nie tylko jako scenografii akcji, lecz jego trzewi i duchów. Kazimierz Kubicy jest magiczny po „swojsku”, ulicznie jak z Tyrmanda czy ballad filmowych o Szcepciu i Tońciu. To miejsce zastygłe, resztką sił opierające się turystycznej pauperyzacji (którą tu autor pomija), tętniące, wydaje się, niezmiennym od wojny rytmem „podziemia”.
Tym mocniejszy kontrast czuć, gdy nagle sensacyjna intryga wzbija się na międzynarodowe rejestry, wszak te skrojono nie wychylając się poza gatunkowe ramy: enigmatyczny karzeł stojący za spiskowymi machinacjami (na szczęście tylko z przypadku przypomina grinowegpo Karla Cwi Weintrauba), zdradliwie piękna – i naiwna – kobieta, korporacyjni szefowie i tajna, międzynarodowa organizacja… Wszystko to było już dawno, u Kubicy o oryginalność się nawet nie prosi, choć autor skompilował wątki dość sprawnie. Dlatego bardziej wciągnie nas melancholijny Zięba, walczący ze swymi słabościami, zwietrzałą bokserską sławą, targający się między dużymi pieniędzmi a bezpiecznym, domowym Kazimierzem… Stąd jako sensacja powieść Kubicy nie wychyli się poza szereg, jako jednak kolejna, jeszcze inna – znać, iż bardzo żarliwa - próba wywołania „krakauerowskich” duchów - warta poznania z pewnością.