Twórczość Witolda Gombrowicza od najwcześniejszych realizacji miała przede wszystkim rysy awangardowe, modernistyczne, podchodzące do tradycyjnych, rodzimych narracji z przewrotnością. Trzeba jednak zauważyć, że tak w dramatach jak i prozie, bazował pisarz na gatunkach popularnych, uważanych przez ówczesnych za poślednie.Czynił to zresztą bardzo konsekwentnie i bardzo świadomie. Ba, gdy wreszcie ukazała się jedna z jego młodzieńczych powieści,
Opętani (1939), wygrywająca konwencje powieści gotyckiej i sensacyjnej, przyznawał się (a brzmiało to, jak zwykle, przekornie), iż zawsze marzył, a nawet czuł głęboką potrzebę (!) napisania „złej powieści”. Ślady owych „złych” gatunków obracały się na szczęście w jego rękach w twory jeśli nie oryginalne, to osobliwe co najmniej:
Pornografię skonstruowano wedle schematu powieści prowincjonalnej.
Trans-Atlantyk to pastisz szlacheckiej gawędy. Ale i schemat kryminalny często był przez Gombrowicza wykorzystywany (
Opętani,
Trans-Atlantyk,
Kosmos…) – i to bynajmniej nie w celu umasowienia treści czy formalnej pstrokacizny – lecz jako oznaka wykorzystania świadomości gatunków do metaforyzowania nimi pewnych idei.
W debiutanckiej antologii gombrowiczowskiej krótkiej formy
Pamiętnik dojrzewania (1933) odnajdujemy takąż właśnie, gatunkową perłę, którą – choć przy Gombrowiczu brzmiałoby to sucho i niepełnie – dziś nazwalibyśmy opowiadaniem antykryminalnym.
Zbrodnia z premedytacją zawiera mimo to klasyczny, w wiktoriańskim rozumieniu, schemat kryminalny: śledztwo, trupa i locked room. Owa schematyczność jednak służy tu już pierwszym rozmyślaniom Gombrowicza – a jakże – o FORMIE jako takiej. Okazuje się, iż gatunek kryminalny pasuje tu znakomicie.
Oto sędzia śledczy H. udaje się do wiejskiego majątku przyjaciela K., w celu uregulowania spraw urzędowych. Pomimo uprzedniego telegramu na stacji nie czeka nań nikt; gdy samemu dociera do celu jest na dodatek przyjęty chłodno niczym nieoczekiwany gość. Domownicy – pani domu, syn i córka, oraz służący, podczas wyjątkowo po „gombrowiczowsku” sztywnego obiadu wyznają wreszcie, iż pan K. zmarł w nocy, jak twierdzi medyk – na serce. Owszem, wszechobecny dookoła konwenans nakazuje śledczemu ujrzenie „zezwłoku” i oddanie mu ostatniej czci, jednakże śledczy jest przede wszystkim śledczym, więc śmierć traktuje dystyngowanie i zdecydowanie na chłodno; nie dla niego „łzy, wzdychania i kapka u nosa”. Dodatkowo jeszcze podkręcony podejrzanym, w jego mniemaniu, zachowaniem rodziny, przeprowadza oczywistą kalkulację: jest trup, jest zdenerwowana rodzina – a jeśli tak, to musi być i mord.
Sędzia wchodzi w swą rolę gorliwie, i naraz wszystkie wydarzenia ostatnich godzin układają się w klarowny spisek: zbyt długo trzymano go przed drzwiami; wszyscy dookoła mówią półsłówkami; wdowa na tydzień przed śmiercią wyprowadza się ze wspólnej sypialni. Ba, jest i poszlaka mocniejsza: trup karalucha pod łóżkiem zmarłego. A sam zmarły zapewne został uduszony. Choć śladów uduszenia nie ma żadnych. Lecz w takim razie – udusiła go „własna krew”. A to oznacza – ktoś z jego rodziny…
Te szalone dedukcje, ubrane w przewrotne gry logiczne, zamieniają się w końcu w gorzkie psychodramy kolejnych domowników, chcąc nie chcąc, pod wpływem stresu i presji, wydalających z siebie kolejne, skrywane grzeszki (prawdziwe bądź nie). Gombrowicz – podobnie jak można to czytać u
Kafki w
Procesie – poprzez doprowadzenie konwencji kryminalnej do absurdu, piętnuje konwencje wszelkie jako puste i krępujące nas. Także kwaśno komentuje autor drzemiącą w nas, nie tak znów głęboko, potrzebę manipulacji drugą osobą i układania świata pod własne dyktando – nawet wbrew faktom. Przy okazji – a znać w tym bliźniaczą groteskę spod znaku Zielonej Gęsi – zgrywa się z nadmuchanej spuścizny Dostojewskiego („jak przyrządzić pasztet z zająca, nie mając zająca”), relatywizując pojęcia winy i kary. Które przecież, w świetle ustaleń o formalnej pustce, także istnieją tylko… nominalnie?...
Miniaturę tę wielokrotnie adaptowano scenicznie, zawsze trzymając się literalnej, wiktoriańskiej przestrzeni kryminału. To o tyle istotne, iż wówczas daje odbiorcy namacalne przekonanie, że kryminalne archetypy są bardzo nośne i mocno zakorzenione w kulturze. Jako atrakcyjne pole rozrywki, ale przede wszystkim – co „poważnie” wykorzystywał nie tylko Gombrowicz, ale choćby ostatnio
Orhan Pamuk , gdy się zna ich podstawy, jako sprawne narzędzie do mówienia o świecie. Bo przecież każdy kryminał jest wariacją najpierwszej chyba przypowieści ludzkiej: o Dobru, Złu, i tym, w jakich proporcjach należy je brać.