W biogramie Małgorzaty Węglarz czytamy, że „nie boi się sięgać po tematy tabu”. Przykładem są jej reportaże: Wszystko, co powinieneś wiedzieć, zanim umrzesz. Tajemnice branży pogrzebowej i Jak usunąć wujka z podłogi? Zawód: sprzątanie po zgonach. Ale i w swojej nowej powieści – w przeciwieństwie do reportaży opowiadającej fikcyjną historię – autorka nie waha się sięgnąć po trudny temat, który zmusza do konfrontacji z ciemną stroną ludzkiej natury.
Londyn, druga połowa XIX wieku, przytułek dla sierot prowadzony przez surową Nancy Sours. Trafia tutaj dwunastoletni Luca Torrini. Chłopiec, który uciekł z jednej z londyńskich manufaktur, szybko orientuje się, że przytułek to fabryka darmowych pracowników, których zdrowiem i dobrym samopoczuciem nikt się nie przejmuje. Luca jest jednak twardy i nie martwią go trudne warunki. Martwi go natomiast co innego: fakt, że w sierocińcu co jakiś czas pojawiają się tajemniczy bogacze, a wtedy kilku przebywających tu chłopców znika. Dwunastolatek próbuje upominać się o szacunek dla dzieci, ale jedyne, co zyskuje, to kolejne kary i siniaki.
Luca wydaje się postacią nad wyraz dojrzałą, ale to wciąż dziecko, spragnione miłości i bezpieczeństwa. Dorośli, których spotyka na swojej drodze, nie są w stanie mu tego zapewnić. Jest wśród nich James Remand, malarz tworzący na zlecenie podejrzanych ludzi. Jego wybory moralne są co najmniej wątpliwie. Ale kiedy losy jego i Luki się skrzyżują, James będzie musiał zdecydować, co jest dla niego najważniejsze, a Luca – zmierzyć się z własną historią, z której pamięta zaledwie okruchy.
Londyn malowany przez Małgorzatę Węglarz to miasto brudnych i ciemnych zaułków, w których łatwo zniknąć bez śladu, oraz paskudnych ludzi. Atmosfera smutku i beznadziei rośnie ze strony na stronę. Podsyca ją temat wybrany przez autorkę: wykorzystywania dzieci, również seksualnego (wybaczcie ten drobny spojler, ale też łatwo domyślić się tego już z opisu książki). Dzieci traktuje się w powieściowej rzeczywistości jak przedmioty. Dorośli używają ich – i świadomie używam tego właśnie słowa – do swoich celów, spośród których praca ponad siły jest najlżejszym z grzechów. Tym silniej wybrzmiewa tutaj tytułowa metafora – bo gdy któraś „zabawka” się „zepsuje”, to się ją po prostu wyrzuca. Ale jeśli boicie się trudnych opisów, uspokajam: najboleśniejsze sceny pozostają tu raczej w sferze dopowiedzeń. I może dlatego tak mocno działają na wyobraźnię?
Doceniam też odwrócenie klasycznego schematu, w którym to mężczyźni zawsze odpowiadają za zło, a kobiety są jego ofiarami. W Popsutych zabawkach nie brak oczywiście złych mężczyzn, wprost przeciwnie, aż gęsto na kartach tej powieści od nieprzyjemnych typów. Ale największe zło ma tutaj twarz kobiety: zarządzającej przytułkiem dla sierot Nancy Sours.
Można by się tu przyczepić do kilku zbyt prostych rozwiązań fabularnych i nagromadzenia zbiegów okoliczności, ale na szczęście nie psują one całościowego odbioru powieści. Popsute zabawki Małgorzaty Węglarz to przejmująca historia o wykorzystywaniu najsłabszych, która sprawi, że poczujecie się tak, jakbyście zanurzyli się po czubek głowy w błocie. Na szczęście iście hollywoodzkim zakończeniem autorka serwuje nam oczyszczającą kąpiel.
Gdzie znikają chłopcy z przytułku pani Sours?
28 stycznia 2025