Uwielbiam wprost klasyczne, policyjne otwarcia Pitbulla: operacyjny wychodzący z „trapeza”, witający się z technikami, i świetna, ambientowa muzyka Luki, po której od razu rozpoznajemy natężenie sprawy…
Tym razem otwierają Igor i Łapka: makabryczna zbrodnia w podwarszawskiej miejscowości – zabito ojca i dwoje nastoletnich dzieci. Motyw wydaje się być rabunkowy, choć nijak nie współmierny do krwawej rzezi… Podejrzenie pada na sąsiada, którego wieś chce zlinczować (i TAK ma grać Pitbull obyczajem: świetnie oddano strach i prostą, prowincjonalną nienawiść tłumu!), wkrótce jednak w grę wejdą jego dwaj młodzi synowie… Despero, Barszczyk i Gebels badają sprawę zabitego od uderzenia „bejsbolem” staruszka. Kubuś, „uchol” w szeregach Kmieciaka, sprzedaje cynk, iż była to przypadkowa ofiara podczas kradzieży samochodu. Przy zasadzce na złodziei dostaniemy znów odrobinę komedii (Desper i Gebels na grillu, Barszczyk siusiający do zlewu…), tym razem sympatycznej i niewymuszonej. Kubuś działa pełną parą w lokalu Artaka, i zobaczymy tu obrazek z „obrabiania” bogatego klienta. Miłosne dylematy naszych dwóch par przyjmiemy z obojętnością, bo ani to nowe, ani potrzebne: Dżema kaprysi jak umie, Desper nie ma dla niej czasu przez ciągłe „realizacje”, Olka znów zaprezentuje nam swe nastoletnie fochy, gdy Igor sprowadzi do domu Renatę. Razem zresztą zbadają sprawę zaginięcia dwojga policjantów z Dworca Centralnego, w tym współlokatorki Renaty: policja wysługująca się decydentom niczym „taxi-police” nie będzie tu li tylko zobrazowaniem absurdu, a przyczyną prawdziwego dramatu… Dramatu, który po raz kolejny – a to stały element serialu – zwróci uwagę na mocny dysonans pomiędzy „urzędasami”, pełnymi przepisów, przykazów i ignorancji, a „operacyjniakami”, którzy tak naprawdę znaczą mało niż mniej…
Jest znów dobrze. Czekamy, nie chcąc zapeszyć, na więcej.
Udostępnij