Kiedy masz dwanaście lat, twoja rodzina pada ofiarą seryjnego mordercy. Jesteś jedyną osobą, której udało się ujść z życiem, a sprawcy nigdy nie złapano. Trudno o większą traumę, prawda? A to właśnie spotyka Eve Black, główną bohaterkę powieści Catherine Ryan Howard. Blisko dwie dekady później Eve postanawia zmierzyć się z przeszłością i pisze książkę o swojej historii. Ale uporanie się z traumą nie jest jej jedynym celem: kobieta chce także odkryć tożsamość człowieka, który zabił kilka osób, w tym jej rodziców i młodszą siostrę. A kiedy „Mężczyzna bez twarzy” – bo taki tytuł nosi publikacja Eve – się ukazuje, po egzemplarz sięga pewien sklepowy ochroniarz, Jim Doyle. W ten sposób dowiaduje się, że ktoś napisał o nim książkę…
„Mężczyzna bez twarzy” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Irlandki Catherine Ryan Howard. I okazało się bardzo przyjemne, choć przecież ta historia wcale przyjemna nie jest. Została natomiast opowiedziana z taką prostotą i lekkością, że wsiąkłam w nią od pierwszych stron i właściwie nawet nie zauważyłam, kiedy dotarłam do końca. Autorka stosuje sprawdzony zabieg, który urozmaica narrację i podbija zainteresowanie czytelnika: serwuje książkę w książce. Na przemian śledzimy zatem true crime’ową opowieść Eve o napadach i morderstwach w Cork, największym i najbardziej wysuniętym na południe hrabstwie Irlandii, do których doszło blisko dwie dekady wcześniej, oraz współczesne losy bohaterki – i mordercy. Pamiętnikowo-reportażowa książka Eve Black została napisana bardzo prostym językiem, ale mimo wszystko straszy, przede wszystkim dlatego, że Mężczyzna bez Twarzy napadał ofiary w ich domach (czyli miejscu, które większość z nas utożsamia z bezpieczeństwem), nie zostawiał żadnych śladów, po czym znikał niczym duch. Z kolei opowieść o współczesnych wydarzeniach – w największym skrócie: o tym, że Jim zdaje sobie sprawę, jak blisko odkrycia jego tożsamości jest Eve, i postanawia coś z tym zrobić – świetnie buduje napięcie.
Jednak „Mężczyzna bez twarzy” to nie tylko thriller o próbie schwytania mordercy. To także opowieść o mierzeniu się z traumą. Eve nie chce bowiem być „dziewczyną, która…” – która straciła rodziców z rąk mordercy, która w wieku dwunastu lat została sierotą, której siostra zginęła z rąk mordercy. Nie chce, żeby przeszłość warunkowała jej teraźniejszość. Najpierw próbuje uciec od własnej historii, ale szybko przekonuje się, że to niemożliwe. Musi ją zatem przepracować – i tym właśnie: formą autoterapii jest dla niej napisanie książki. Szczególnie że może ono przynieść swego rodzaju zamknięcie w postaci złapania mężczyzny, który pozbawił ją rodziny. Rhys Howard w przekonujący sposób pokazuje, jak trauma przeżyta w dzieciństwie wpływa na życie człowieka. Nie przesadza jednak z analizą; „Mężczyzna bez twarzy” to wciąż thriller, którego głównym celem jest rozrywka. I chociaż od początku znamy odpowiedzi na podstawowe pytania warunkujące gatunek: kto i dlaczego zabił – tożsamość sprawcy poznajemy na pierwszych stronach książki, jego motywację niewiele dalej – autorka do końca ukrywa przed nami kilka elementów kluczowych dla tej historii, dzięki czemu udaje jej się utrzymać napięcie i w finale zaskoczyć czytelnika.
Sam „reportaż” Eve Black (używam cudzysłowu, bo jej książka właściwie nie spełnia wymogów gatunku) wypadłby dość płasko, podobnie jak współczesna odsłona tej historii. Dopiero złączone w całość tworzą wciągającą opowieść o próbie rozwiązania zagadki z przeszłości, która ma przynieść głównej bohaterce ukojenie. Nie dziwi mnie zatem, że powieść Catherine Ryan Howard zajmowała pierwsze miejsce na listach bestsellerów Wielkiej Brytanii i znalazła się w finale konkursów Irish Crime Novel of the Year oraz Ian Fleming Steel Dagger. To prosta (ale nie prostacka!) lektura, która pozwala na trochę oderwać się od rzeczywistości.
Dwie opowieści. Jeden zabójca. Żadnej litości.
04 grudnia 2023