Nikt nie uważa się za czarny charakter.
Wszyscy uważają się za bohaterów pozytywnych.
I zwykle się mylą.
Zwłaszcza w takim świecie, do jakiego zaprasza nas w swojej nowej powieści C.J. Tudor. Znajdujemy się w bliżej nieokreślonej przyszłości (a może w alternatywnej wizji teraźniejszości?), w rzeczywistości po epidemii wirusa, który zdziesiątkował ludzkość, a tych, którym udało się przeżyć, zamienił w gwizdaczy. Poznajemy ten świat z perspektywy trzech osób. Hannah, studentka medycyny i córka słynnego profesora odpowiedzialnego za badanie tajemniczego wirusa, znajduje się w autokarze, którym studenci Akademii mieli przemieścić się do bezpiecznego Azylu – tyle że pojazd uległ wypadkowi. Była policjantka Meg budzi się w nieczynnym wagoniku kolejki linowej i nie pamięta (podobnie jak pozostali pasażerowie wagonika) jak się tam znalazła; wie tylko, że miała dotrzeć do Azylu. Carter, o którym wiemy niewiele, w Azylu mieszka. Jak widać, to właśnie Azyl łączy bohaterów. On – i fakt, że wszyscy znajdują się w niebezpieczeństwie i będą musieli dojść do swoich granic (a może nawet je przekroczyć), by przeżyć.
Wydawać by się mogło, że świat przedstawiony sytuuje tę książkę w gatunku postapo. Owszem, blisko wizji C.J. Tudor temu, co znamy z seriali typu The Walking Dead czy The Last of Us. Ale tak naprawdę dopiero w połowie książki dowiadujemy się czegoś więcej o tajemniczej chorobie, która zaatakowała ludzkość – wcześniej dostajemy jedynie skrawki informacji, które podsycają naszą ciekawość, a jednocześnie potęgują strach (w końcu najbardziej przeraża to, co nieznane). Autorka nie serwuje nam jednak zbyt wielu szczegółów dotyczących wirusa, jego leczenia, badań i tak dalej; ubiera w kostium postapo opowieść o tym, do czego ludzie są zdolni w ekstremalnych sytuacjach i ile potrafią poświęcić dla ratowania własnego życia, ale też dla zemsty, która nierzadko potrafi napędzać do działania jeszcze bardziej niż chęć przeżycia. I to właśnie sprawia, że według mnie „Debitowi” bliżej do thrillera niż do fantastyki postapokaliptycznej.
Bardzo podoba mi się konstrukcja tej książki. Poznajemy na przemian losy trzech głównych postaci – co ciekawe, wszystkie rozgrywają się w zamkniętych, niekiedy wręcz klaustrofobicznych przestrzeniach, i poczucie osaczenia łatwo się nam udziela. Autorka skupia się właśnie na ich perypetiach, budując wielopoziomową fabułę z pogranicza kryminału i thrillera. Krew leje się tu strumieniami, a trup ściele się gęsto, ale największe zagrożenie wcale nie płynie ze strony zarażonych wirusem gwizdaczy. Największym zagrożeniem są inni ludzie. Bo w takim świecie przetrwają tylko najsilniejsi i najbardziej przebiegli. C.J. Tudor doskonale wie, gdzie zawiesić akcję, a gdzie zaserwować nagły jej zwrot, by utrzymać czytelnika w ciągłym napięciu. Elementy tej skomplikowanej układanki łączą się dość późno i w zdecydowanie zaskakujący sposób. Właściwie jedyne, co mi się tu nie spodobało, to iście hollywoodzkie zakończenie.
Po pandemii COVID-19 trochę inaczej patrzymy na dzieła traktujące o świecie po katastrofie. Wybuch wirusa, który obejmie cały świat, nagle przestał być wytworem ponurej wyobraźni twórców postapo, a stał się rzeczywistością. I może dlatego „Debit” nie tylko wciąga, lecz także budzi niepokój?
Czasem trzeba zabić, by przeżyć...
23 kwietnia 2024
Kiedy Joe Thorne miał piętnaście lat, jego młodsza siostra, Annie, zniknęła. Myślał wtedy, że to najgorsza rzecz, jaka może spotkać jego rodzinę. Ale później Annie ...
22 lipca 2019
„Kredziarz” C.J. Tudor udowadnia, że w mrocznych zakamarkach ludzkiego umysłu kryją się najbardziej fascynujące koszmary i tajemnice.
06 marca 2018