Czarne morze, Karolina Macios

Autor: Ewa Dąbrowska
Data publikacji: 16 kwietnia 2020

Czarne morze

Autor: Karolina Macios
Wydawnictwo: Wielka Litera
Premiera: 25 marca 2020
Liczba stron: 304
PATRONAT PORTALU KRYMINALNEGO

Czy dasz się wciągnąć?

„Czarne morze” to debiutancka powieść Karoliny Macios. Jak wiadomo, z debiutami różnie bywa. Sięgając po tę książkę, miałam jednak przyjemną pewność, że jest dobrze napisana (a to już przecież sporo). Z prostej przyczyny: autorka jest między innymi redaktorką, a w swoim portfolio ma książki najlepszych polskich autorów kryminałów. Teoretycznie więc wie, jak to się robi. A jak to wyszło w praktyce?

Joanna, główna bohaterka, ma dar (przez jednych postrzegany jako błogosławieństwo, przez innych – jako przekleństwo): kiedy dotyka innych ludzi, widzi ich wspomnienia i tajemnice. Jako nastolatka wygłuszyła tę zdolność lekami i teraz wiedzie normalne życie: ma kochającego męża, lubianą przez siebie pracę i ubóstwianą córeczkę. Od czasu do czasu – niezbyt chętnie – wraca do rodzinnego Trójmiasta, by spotkać się z matką. Jedna z takich wycieczek kończy się z pozoru niegroźnym wypadkiem, po którym wszystko się zmienia. Mała Milenka znika (wszyscy twierdzą, że jest u teściów Joanny, ale jej samej trudno w to uwierzyć), czas robi bohaterce niespodzianki, nagle gdzieś się gubiąc, a pamięć płata jej figle. Granica między prawdą a urojeniami robi się niebezpiecznie płynna.

„Czarne morze” było zapowiadane jako thriller z wątkiem nadprzyrodzonym. Kiedy słyszę to określenie, w mojej głowie od razu pojawia się Stephen King. Ale „Czarne morze” nie ma z powieściami autora „Zielonej mili” wiele wspólnego; Karolina Macios buduje napięcie w zupełnie inny niż on sposób. Zaczyna powoli, spokojnie, od niemal obyczajowej opowieści o małżeństwie z dzieckiem, wycieczce i wypadku. Następnie granica między prawdą a tym, co dzieje się wyłącznie w głowie bohaterki, zaczyna się zacierać. To częsty zabieg w thrillerach psychologicznych – a takim właśnie szybko okazuje się „Czarne morze”, spychając niezwykły dar postaci wyłącznie do roli dodatku. Jako że wydarzenia poznajemy z perspektywy protagonistki, razem z nią szybko tracimy orientację, co dzieje się naprawdę, a co jest jedynie wytworem otumanionej lekami wyobraźni. Joanna gubi poczucie rzeczywistości, gubi wątki i czas, a autorka świetnie prowadzi czytelnika przez jej emocje.

I to właśnie emocje odpowiadają za dynamikę powieści. Bo książka ani trochę nie nudzi, choć warstwa fabularna nie jest szczególnie rozbudowana – tak naprawdę oprócz początku i zakończenia (częściowo przewidywalnego, częściowo nie) w powieściowym „teraz” dzieje się bardzo niewiele i więcej wydarzeń jest przywoływanych we wspomnieniach bohaterki. Za dużo dzieje się w bowiem w głowie bohaterki i jej emocjach, spośród których na pierwszy plan wybija się poczucie osaczenia.

Właściwie jedyny mój zarzut do tej powieści dotyczy perspektywy. Choć narracja jest trzecioosobowa, fabułę śledzimy – jak wspomniałam – oczami Joanny, poznając jej uczucia i interpretacje wydarzeń. Od czasu do czasu jednak znienacka pojawia się w powieści coś, co można by nazwać nagłym przeskokiem perspektywy: znikąd pojawia się informacja o tym, co sobie pomyślała matka czy koleżanka Joanny, albo jakieś wspomnienie jej męża, którego Joanna nie może znać. A potem jak gdyby nigdy nic wracamy do śledzenia wydarzeń (albo wyobrażeń o wydarzeniach) oczami głównej bohaterki.

To jednak tylko drobna rysa na powieści. Wszystko wynagradza jej atmosfera:

Przed nią rozciągała się spokojna tafla jeziora. Czarne burzowe chmury odbijały się w nieruchomej wodzie. Było cicho. Żadnych cykad, perkozów szeleszczących w trzcinach, kaczek muskających pióra. Jakby ktoś włączył dźwięk. Coś mignęło między chmurami. Zadarła głowę. Niebo ciemniało z każdą sekundą, chmury kotłowały się nad nią, zwierały szyki. Na powierzchni jeziora wciąż jednak panował spokój i całkowity bezruch. I wtedy zdała sobie sprawę, że w wodzie wcale nie odbija się niebo, że to, na co patrzy, jest przelewającą się leniwie ciemnością. (…) Tuż przed nią wynurzyła się czyjaś ręka i złapała ją za gardło. Krzyknęła. Chciała się cofnąć, ale nie mogła. Ręka trzymała mocno i wciągała ją pod powierzchnię. Asia broniła się, wczepiała palcami w deski pomostu, drzazgi haratały jej skórę, wbijały się pod paznokcie. Zimna woda zaczęła wdzierać się do nosa, do ust, do uszu, zalewała oczy. Ostatkiem sił uniosła głowę i zaczerpnęła powietrza. A potem zanurzyła się w ciemności.

To jedna z wielu ponurych wizji Joanny, przychodzących do niej we śnie i na jawie. Ale ten fragment to zresztą także świetna metafora moich wrażeń z lektury „Czarnego morza”. Najpierw bowiem spokojnie, choć z zainteresowaniem śledziłam bohaterkę, by pod koniec nie móc się wyrwać z tej gęstej opowieści o relacjach. Jeśli więc macie ochotę na mroczny thriller psychologiczny, pozwólcie wciągnąć się w „Czarne morze”. 

Udostępnij

Sprawdź, gdzie kupić "Czarne morze" Karolina Macios

PRZECZYTAJ TAKŻE

NOWOŚĆ

Nadciągająca fala, Karolina Macios

Upał dziesiątkuje ludzi, szpitale są przepełnione, a na cmentarzach zaczyna brakować miejsc. Giną zwierzęta, morze zamienia się w cmentarzysko ryb, wygłodniałe mewy ...

12 marca 2021

NOWOŚĆ

Czarne morze, Karolina Macios

Joanna od dziecka ma niezwykły dar. Dar, który bywa również przekleństwem. Dotyk innych ludzi powoduje, że widzi ich najgłębiej skrywane wspomnienia, odczuwa to, co ...

27 marca 2020