Nie jest prawdą, że martwi siedzą cicho. Trzeba tylko nauczyć się ich słuchać.
„Co wiedzą umarli” Barbary Butcher nie jest oczywiście pierwszą książką antropologa, patologa czy koronera przetłumaczoną na język polski. „Sekcja zwłok” Vincenta Di Maio i Rona Franscella, „Ciało nie kłamie” Judy Melinek i T.J. Mitchella, „Tajemnice wydarte zmarłym” Emily Craig, „Niewyjaśnione okoliczności” Richarda Shepherda, „Jak nie umrzeć. Radzi patolog sądowy” Jana Garavaglii, „Co mówią zwłoki” Sue Black – to tylko część pozycji ukazujących kulisy pracy osób na co dzień obcujących ze śmiercią, które w ostatnich latach ukazały się na polskim rynku. Co zatem wyróżnia książkę Barbary Butcher? Dwa elementy: osobista perspektywa i… Nowy Jork.
Zacznijmy od tego, że tytuł może być mylący. „Co wiedzą zmarli” to nie jest opowieść o „pracy medyków sądowych z Nowego Jorku”, jak wskazuje podtytuł. To opowieść o Barbarze Butcher, która była nowojorską medyczką sądową – ale była też alkoholiczką, aktorką i osobą cierpiącą na depresję, a książka pokazuje wszystkie jej twarze. Kolejne rozdziały układają się w historię – chciałabym wierzyć, że szczerą – kobiety, która dotknęła dna, a potem, dzięki kilku „dotknięciom Boga”, dotarła na szczyt. Po to, by znów upaść. I znów wstać. Mimo tych upadków Butcher kocha swoje życie i uważa je za szczęśliwe – i dlatego jej historię tak dobrze się czyta. To kobieta, która swoje problemy przykrywa czarnym humorem („Z dwojga złego wolę pracoholizm od alkoholizmu. Przynajmniej lepiej płacą”), która ponurymi żartami próbuje odpędzić strach, nie bacząc na to, że ktoś z zewnątrz mógłby odebrać żarty jako brak szacunku do zmarłych, która szczerze wyznaje, że jako druga kobieta prowadząca śledztwa w sprawie zgonów na Manhattanie chciała za wszelką cenę udowodnić, że się do tego nadaje. Praca medyczki sądowej na zawsze odmieniła życie Barbary Butcher i stała się jej pasją. Ale na czym konkretnie polegała?
Policja przyjechała na miejsce w celu ustalenia, kto to zrobił, jeśli rzeczywiście stał za tym jakiś „ktoś”. Patolodzy sądowi mieli ustalić przyczynę śmierci, czyli „co”. Moim zadaniem było dowiedzieć się „jak”. Innymi słowy, miałam ustalić okoliczności czy też rodzaj zgonu.
Medyczka sądowa bada zatem ciała zmarłych w różnych okolicznościach. I Barbara Butcher opowiada o tym prostym, przystępnym językiem. To różne opowieści: o połamanych ciałach ludzi, którzy spadli lub skoczyli z wysokich pięter, o poszukiwaniu kończyn rozczłonkowanych ciał czy o nietypowych samobójstwach. Czytamy o kolejnych etapach śledztw, dowiadujemy się, co może doprowadzić do odnalezienia sprawcy, poznajemy też smutne statystyki spraw nierozwiązanych. Nie brakuje w tych opisach dosadności, czasami wręcz makabry. Ale nie brakuje też najważniejszego: szacunku do drugiego człowieka, żywego i martwego.
Najbardziej przejmującym rozdziałem jest ten o pracy nowojorskich medyków sądowych po 11 września 2001 roku. Ale to niejedyny nowojorski element w tej książce – Butcher pisze sporo o specyfice pracy w Nowego Jorku i o realiach tego miasta, choćby o jego podziemnym życiu czy o „sportach” takich jak skakanie po dachach wind czy wagonach metra, które nierzadko kończą się wizytą „sportowca” na stole medyka sądowego. „W mojej pracy nie było dnia bez jakiejś sprawy do zbadania” – pisze autorka. Nie dziwi zatem, że praca w Nowym Jorku jawi się tu jako coś ogromnie ciekawego, co zmusza do wyrobienia sobie twardej skóry (lub doskonałego udawania, że taką się ma).
Ale praca medyka sądowego to praca nie tylko ze zmarłymi, lecz także z innymi ludźmi: policjantami, profilerami, antropologami i tak dalej. Jednym z najważniejszych współpracowników Barbary Butcher był doktor Charles Hirsch. To on powiedział kiedyś, że „zwłoki są tylko samochodem z wypożyczalni, którymi kiedyś jeździliśmy po świecie. Niektóre są poobijane i zużyte, a niektóre przedwcześnie skasowane, nadal błyszczące i nowe”. To on uczył autorkę szacunku do ludzi, zmarłych i żywych, i zdradzał jej techniki pracy zawodu. To on wbił jej do głowy, że „dobry śledczy nigdy nie zakłada niczego z góry. I nigdy nie wierzy innym na słowo” – bo „nic tak nie rujnuje pięknej teorii jak brzydki fakt”.
„Szacuje się, że w Stanach Zjednoczonych każdego roku nie udaje się rozwiązać zagadki około sześciu tysięcy morderstw” – dowiadujemy się z lektury. A Barbara Butcher z całych sił starała się nie zwiększyć tych statystyk. Największą zaletą tej książki jest sposób, w jaki autorka opowiada swoją historię: pisze wprost, lekko, czasami może nawet trochę zbyt lekko. Ale to właśnie ta bezpośredniość sprawia, że nie chce się tej książki odkładać. I chociaż „Co wiedzą zmarli” jako pozycja o kulisach medycyny sądowej wypada zaledwie w porządku, to jako opowieść o silnej kobiecie, która nie waha się walczyć o siebie w zmaskulinizowanym świecie, jest wyśmienitą lekturą.
Nowy Jork oczami medyka sądowego – raj i koszmar jednocześnie.
25 lipca 2024