{mosimage} Pater gra ryzykownie, bo bez zezwolenia przełożonych, a jeszcze sprawa jawi się jako wyjątkowo mroczna, w której przewijają się echa biznesmenów oddającym się bachanaliom w strojach Wikingów, seksu w zamian za doktorat i jeszcze paru innych akademickich machlojek, które wychodzą daleko poza naruszenie etyki zawodowej… Nasz komisarz poci się nad miarę, wszędzie dookoła mamy wszak upalne wybrzeże, gra w pokera Teksas Hold’em, tudzież w Darta, którego raczej nie darzy sympatią, i wygrzebuje z pracowników „Edenu” kolejne, przejmujące nieraz brudy..."> {mosimage} Pater gra ryzykownie, bo bez zezwolenia przełożonych, a jeszcze sprawa jawi się jako wyjątkowo mroczna, w której przewijają się echa biznesmenów oddającym się bachanaliom w strojach Wikingów, seksu w zamian za doktorat i jeszcze paru innych akademickich machlojek, które wychodzą daleko poza naruszenie etyki zawodowej… Nasz komisarz poci się nad miarę, wszędzie dookoła mamy wszak upalne wybrzeże, gra w pokera Teksas Hold’em, tudzież w Darta, którego raczej nie darzy sympatią, i wygrzebuje z pracowników „Edenu” kolejne, przejmujące nieraz brudy..."> Aleja samobójców, M. Krajewski, M. Czubaj - Portal Kryminalny

Aleja samobójców, M. Krajewski, M. Czubaj

Autor: Webmaster
Data publikacji: 11 stycznia 2008

Aleja samobójców

Autor: M. Krajewski

Przy najnowszym „krajewskim” bohaterze (ściślej „kajewskim” przez pół) na szczęście udało się uniknąć kwestii naturalnych skojarzeń z Eberhardem Mockiem, z którego przejął (co zrozumiałe, jako że Aleja samobójców powstawała razem z Dżumą w Breslau ) zaledwie kilka cech  temperamentu, więcej zaś z ogólnej ikony wyobcowanego gliniarza.

I są tu nawiązania, które ciut trącą manierą: Jarosław Pater ma fiksację na punkcie poprawności językowej, zwłaszcza odmiany jego nazwiska z łacińska: „Pater, Patra, Patrowi”… Szkoda przy tym, iż nie zdobyto się na grę narracyjną, i wciąż używa się formy „komisarza Patera”; tym bardziej, iż jednak fabułę śledzimy wg „stylu zerowego”, czyli przez pryzmat protagonisty. Czytelne są także ślady erudycyjnych wtrętów, na szczęście niezbyt nachalne. Pater jest poza tym gburowaty i nieraz zwyczajnie chamski, gardząc kilkukrotnie rozmówcami daleko ponad granice cynizmu. Fakt, że rozmówcy to przeważnie łajdacy, trochę jednak szkoda, iż zbyt słabo wyjaśniono owe kompensacyjne zachowania Pat(e)ra: Mock był o niebo większym obrzydliwcem, lecz w rzeczy samej miał swe, wiarygodnie brzmiące, traumy (z wojenną na czele…). To trochę przeszkadza w utożsamieniu się z komisarzem: wiecznie mrukliwym, zagrzebanym we własne przemyślenia i w swój mieszkaniowy barłóg, gdzie króluje pusta lodówka, klasycy jazzu i stary rock, a z życiowych detali pobrzmiewa jedynie w dalekim tle nieudane małżeństwo (kanoniczny rys gatunku) oraz spaprana sprawa, która teraz scementowała go z trzema kolegami z policji; jedynymi, rzecz jasna, którym może zaufać.

Nie do końca przekonuje mnie też motywacja Pat(e)ra, by wbrew przełożonym i ABW zaangażować się w sprawę morderstwa w pewnym, dość drogim pensjonacie dla staruszków, pomimo oddelegowania na urlop. A wytłumaczenie, iż „musiał wiedzieć na pewno” brzmi jak brzmi.

Wchodzimy więc do pensjonatu „Eden”, w którym używanie terminów jak „dom starców” czy „wegetacja” są wymazane ze słownika personelu za grube kwoty, które pacjenci – przepraszam – pensjonariusze, płacą za swe luksusowe apartamenty, zawierające „plazmy”, Internet i jeszcze wiele innych wygód. Jeden z pensjonariuszy zostaje któregoś dnia odnaleziony w swym pokoju, na swym wózku, zamordowany i rytualnie oskalpowany. Drugi, jak się okazuje bliski znajomy pierwszego, ginie tego samego dnia bez śladu. Rzecz intryguje tym, iż był on jednocześnie znanym profesorem antropologii i specjalistą od ran symbolicznych (w tym mieści się oskalpowanie)…

Pater, odsunięty natychmiast od śledztwa przez ABW, gra ryzykownie, bo bez zezwolenia, a jeszcze sprawa jawi się jako wyjątkowo mroczna, w której przewijają się echa biznesmenów oddającym się bachanaliom w strojach Wikingów, seksu w zamian za doktorat i jeszcze paru innych akademickich machlojek, które wychodzą daleko poza naruszenie etyki zawodowej. Nasz komisarz poci się nad miarę - wszędzie dookoła mamy wszak upalne wybrzeże - gra w pokera Teksas Hold’em, tudzież w Darta, którego raczej nie darzy sympatią, i wygrzebuje z pracowników „Edenu” kolejne, przejmujące nieraz brudy (choćby postać pielęgniarza Ryby…). I warto wgryźć się w sylwetkę bohatera w kilku naprawdę szczerych miejscach, przy rozmowach z kumplem od kart zwanym Jezusem (anegdota o wejherowskiej „alei samobójców” daje miejscami intrygujące dwuznaczności i dialogowe gry), przy mieszkaniowych obrazkach Pat(e)ra, które są małą apoteozą klasyków jazzu, czy – w znakomitej scenie pomiędzy komisarzem a niejaką Beatą Marciniec, gdzie policjant otworzy się emocjonalnie przed czytelnikiem chyba jedyny raz w pełni.
Nie jest więc Aleja… powieścią złą, a szarpaną: intrygę poprowadzono z odpowiednim suspensem, duchotą letniego miasta zbudowano sztafaż noir, z „rajskiego przybytku” wyłowiono i wzruszenie (postać sparaliżowanego pana Kazia), i kontrastujące z nim, czające się podskórnie zepsucie. Szkopuł tkwi chyba we wspomnianej „niepełności” bohatera: autorzy z jakiegoś powodu jedynie zaznaczyli pewne potencjalne jego cechy, lecz do końca ich nie wycisnęli. Stąd Pater wyjdzie z debiutu bardziej jako zawzięty i niemiły, niż nieszczęśliwy i intrygujący. A ta przewrotna „sympatia” jest bardzo potrzeba tego typu bohaterom.


P.S. Karygodna jest redakcyjnie pominięta tautologia "obcas buta"...! Wszakże wiadomo chyba, iż nie istnieje "obcas łokcia, szczotki czy książki"?... Karygodne!



ALEJA SAMOBÓJCÓW


M. Krajewski, M. Czubaj


Wydawnictwo: WAB , Styczeń 2008
Seria: Mroczna
ISBN:978-83-7414-380-6
Wymiary:123 x 195 mm

cena 34.90

Udostępnij

Sprawdź, gdzie kupić "Aleja samobójców" M. Krajewski