Rozgrywka, Allie Reynolds

Autor: materiały wydawcy
Data publikacji: 24 lutego 2021

Rozgrywka

Autor: Allie Reynolds
Przekład: Robert Waliś
Wydawnictwo: Albatros
Premiera: 24 lutego 2021
Liczba stron: 416
PATRONAT PORTALU KRYMINALNEGO

Gdy grupa przyjaciół spotyka się w opuszczonym schronisku wśród górskich szczytów, rozpoczyna się mordercza gra.

Mrożący krew w żyłach thriller, w którym ośrodek w Alpach staje się prawdziwym escape roomem.

Nikt się stąd nie wydostanie, dopóki nie rozwiąże zagadki.  A nawet jeśli mu się uda, nie wiadomo, czy przeżyje.

Gdy Milla otrzymuje zaproszenie na spotkanie grupy dawnych przyjaciół w ośrodku narciarskim, który był świadkiem szczytu jej kariery, nie może sobie odmówić wyjazdu. Zwłaszcza że zaproszenie wysłał ktoś szczególnie dla niej ważny.

Curtis, Dale, Heather, Brent – minęła dekada, odkąd Milla ich widziała. I tyle samo czasu, od kiedy podczas elitarnych zawodów snowboardowych Saskia, jedna z nich, zniknęła bez śladu.

Cała piątka spodziewa się kameralnego weekendu wysoko w górach, ale kiedy tylko przekraczają próg schroniska, znikają ich telefony, a kolejka górska przestaje działać. Zamiast ognia w kominku czeka na nich instrukcja gry, która spowoduje, że odkryją swoje sekrety. I tajemnicę tego, co naprawdę wydarzyło się w dniu zawodów…

Nie wiadomo, kto zorganizował to spotkanie, ale odnalezienie tej osoby staje się kwestią życia i śmierci. Tym bardziej, że zbliża się zamieć, która wkrótce odetnie im drogę ucieczki.

W opuszczonym schronisku pod alpejskim lodowcem sekrety z przeszłości wyjdą wreszcie na jaw…

 

FRAGMENT

Prolog

Znów nadeszła ta pora roku. Czas, gdy lodowiec oddaje ciała.

Potężna masa lodu jest jak zamarznięta rzeka, która płynie zbyt wolno, by ludzkie oko dostrzegło jej ruch. Nowe i dawne ofiary spotykają się w jej szklistych odmętach. Niektóre wypływają na górze, inne na czole lodowca i nie wiadomo, kto będzie następny.

Zanim się pojawią, mijają całe lata. Czasem nawet dziesięciolecia. Lodowiec w sąsiednich Włoszech niedawno trafił na pierwsze strony gazet, gdy wyrzucił zmumifikowane zwłoki żołnierzy z czasów pierwszej wojny światowej, razem z hełmami i karabinami.

Ale wszystko, co trafia do środka, musi w końcu wydobyć się na powierzchnię, dlatego też każdego ranka słucham lokalnych wiadomości.

Szczególnie czekam na jedno ciało.

1

– Halo?! – Moje wołanie odbija się echem w betonowej jaskini.

Znajomy czerwono‑biały wagonik kolejki stoi w zatoczce, ale kabina operatora jest pusta. Słońce skryło się za Alpami, niebo poróżowiało, a w budynku nie pali się ani jedno światło. Gdzie są wszyscy?

Lodowaty wiatr chłoszcze mi twarz. Kulę się i mocniej otulam kurtką. Jest poza sezonem i ośrodek otworzą dopiero za miesiąc, więc nie spodziewałam się, że inne wyciągi narciarskie będą działały, ale ten miał być czynny. W jaki inny sposób dostaniemy się na lodowiec? Czyżbym pomyliła dni?

Rzucam torbę z deską snowboardową na peron i wyciągam telefon, żeby ponownie sprawdzić maila.

Cześć, ludzie. Kto ma ochotę na weekendowe spotkanie po latach? Schronisko Panorama, lodowiec Les Diablerets, Le Rocher. Spotkanie przy kolejce, 17.00 piątek, 10 listopada, C. x 

C jak Curtis. Gdyby ktokolwiek inny mnie tutaj zaprosił, skasowałabym tę wiadomość, w ogóle nie odpowiadając.

– Hej, Milla!

A oto i Brent, wbiega ku mnie po schodach. Dwa lata młodszy ode mnie, czyli musi mieć teraz trzydzieści jeden lat, ale zachował chłopięcy urok – miękko opadające ciemne włosy, dołeczki w policzkach – chociaż wydaje się zmęczony i jakiś zmarnowany.

Podnosi mnie z ziemi i mocno obejmuje. Odwzajemniam uścisk. Tyle zimnych nocy spędziłam w jego łóżku. Jest mi wstyd, że się do niego nie odzywałam. Ale po tym, co się stało… Zresztą on też się ze mną nie kontaktował.

Za jego plecami ostre szczyty wznoszą się na tle ciemniejącego nieba. Naprawdę tego chcę? Jeszcze nie jest za późno. Mogłabym znaleźć jakąś wymówkę, wskoczyć do samochodu i odjechać.

Ktoś za nami odchrząkuje. Odrywamy się od siebie i widzimy wysokiego blondyna, Curtisa.

Z jakiegoś powodu spodziewałam się, że Curtis będzie wyglądał tak samo jak podczas naszego ostatniego spotkania. Że będzie przytłoczony żalem. Załamany. Ale oczywiście tak nie jest. Miał dziesięć lat, żeby sobie z tym poradzić. Albo schować to głęboko w sobie.

Wita mnie krótkim uściskiem.

– Dobrze cię widzieć, Millo.

– Ciebie też.

Nigdy nie potrafiłam patrzeć mu w oczy, bo był tak cholernie przystojny – nadal jest – ale teraz przychodzi mi to z jeszcze większym trudem.

Curtis i Brent ściskają sobie dłonie, blada skóra Curtisa dotyka skóry Brenta. Obaj mają przy sobie deski, co mnie wcale nie dziwi. Zawsze je tutaj zabieraliśmy. Są w dżinsach, tak jak ja, ale z rozbawieniem patrzę na kołnierzyki koszul, wystające im spod kurtek do snowboardu.

– Mam nadzieję, że nie należało się ubrać na galowo – mówię.

Curtis mierzy mnie wzrokiem.

– Może być.

Przełykam ślinę. Wciąż ma tak samo niebieskie oczy, ale przypominają mi kogoś, o kim nie chcę myśleć. Poza tym nie wyczuwam w nim dawnego ciepła.

– Kto jeszcze przyjedzie? – pyta Brent.

Dlaczego patrzy na mnie?

– Nie mam pojęcia – odpowiadam.

Curtis się śmieje.

– Nie wiesz?

Kroki. Nadchodzi Heather. A to kto? Dale? Niemożliwe – wciąż są razem?

Kiedyś nieposkromione włosy Dale’a teraz są elegancko ostrzyżone, kolczyki zniknęły, modne buty do jazdy na desce wyglądają na nieużywane. Domyślam się, że wpadł w sidła Heather na amen. Przynajmniej pozwoliła mu zabrać deskę.

Heather ma na sobie sukienkę – krótką, czarną – rajstopy i buty do kolan. Pewnie marznie jak cholera, chociaż na wierzch założyła puchową kurtkę. Kiedy mnie obejmuje, czuję woń lakieru do włosów, bijącą od jej długich ciemnych loków.

– Świetnie znów cię widzieć, Millo.

Musiała wcześniej wypić kilka drinków, bo brzmi to prawie szczerze. Jej buty mają siedmiocentymetrowe obcasy, dzięki czemu jest o dwa centymetry wyższa ode mnie i zapewne w tym celu je włożyła.

Pokazuje mi obrączkę.

– Pobraliście się? – pytam. – Gratuluję.

– Trzy lata temu. – Jej akcent z Northumberland jeszcze nigdy nie był tak wyraźny.

Brent i Curtis klepią Dale’a po plecach.

– Długo czekałeś z oświadczynami, stary! – woła Brent, a jego londyński akcent także sprawia wrażenie silniejszego.

– To ja mu się oświadczyłam – rzuca Heather.

Drzwi wagonika otwierają się z chrzęstem. Podchodzi do nas facet z obsługi, w zsuniętej na oczy czarnej służbowej czapce. Sprawdza nasze nazwiska na liście i gestem zaprasza nas do środka.

– To już wszyscy? – upewniam się.

Facet najwyraźniej tak uważa. Jest w nim coś znajomego. Próbuję przyjrzeć się jego twarzy, ale zanim udaje mi się to zrobić, zamyka drzwi i znika w swojej budce.

– A kto jeszcze miałby przyjść? – pyta Curtis.

– No tak – przyznaję.

Kilka innych osób pojawiało się i znikało, ale z tej pierwotnej paczki pozostała tylko nasza piątka.

A przynajmniej tylko nasza piątka wciąż trzyma się na nogach.

Zalewa mnie fala wyrzutów sumienia. Ona już nigdy nie będzie chodziła. Musiałam patrzeć na jej twarz, gdy jej o tym powiedzieli. Miałam świadomość, że to przeze mnie.

Ruszamy z miejsca. Wszyscy jak urzeczeni wyglądamy przez pleksiglasowe okno, gdy wagonik unosi się nad czubkami jodeł, ścigając po górskim zboczu gasnące światło. Dziwnie jest widzieć piach i trawę w dole. Zawsze leżał tutaj śnieg. Wypatruję świstaków, ale pewnie jeszcze śpią. Mijamy skraj urwiska i malutki ośrodek Le Rocher znika nam z oczu. 

Kiedy tak wiszę w powietrzu, a sceneria przesuwa się za oknem, czuję się jakoś dziwnie. Wprawdzie jadę w górę, ale mam wrażenie, że cofam się w czasie. Nie wiem, czy jestem gotowa stawić czoło przeszłości.

Za późno. Kołyszący się wagonik już dociera do stacji środkowej. Wysiadamy, ciągnąc za sobą torby. Tutaj jest wyraźnie chłodniej, a tam, dokąd zmierzamy, będzie jeszcze zimniej. Płaskowyż jest opuszczony, linia śniegu sięga do połowy stoku. Zimą jest to serce strefy narciarskiej, obsługiwanej przez liczne wyciągi krzesełkowe i orczykowe, ale dziś działa tylko kolejka gondolowa.

Rynna znajdowała się tuż obok tamtej chatki. Teraz przypomina błotnisty rów, jednak okiem wyobraźni wciąż widzę jej nieskazitelnie białe ściany. Wtedy była to najlepsza rynna snowboardowa w Europie i właśnie ona sprowadziła nas tutaj tamtej zimy.

Mój Boże, tyle wspomnień. Mam gęsią skórkę. Widzę nas w młodości, jak ze śmiechem się tu przepychamy. Cała piątka.

Lodowaty podmuch wiatru targa mi włosy. Zapinam kurtkę pod szyję i śpieszę za pozostałymi. Kolejka gondolowa wyniesie nas na wysokość niemal trzech i pół tysiąca metrów – na jeden z najwyżej położonych stoków narciarskich we Francji. Lśniące pomarańczowe wagoniki wiszą na kablu jak bożonarodzeniowe dekoracje. Curtis wsiada do najbliższego z nich.

Heather ciągnie Dale’a za rękę.

– Zajmijmy osobny wagonik.

– Nie, daj spokój – protestuje Dale. – Wszyscy się pomieścimy.

– Jest mnóstwo miejsca – rzuca Curtis.

Heather się waha, a ja ją rozumiem. Taki wagonik teoretycznie mieści sześć osób, ale z bagażem ledwo się do niego wepchniemy. Tym bardziej że zabrała cholerną walizkę.

Brent schyla się, żeby wejść do gondoli.

– Możesz mi usiąść na kolanach, Mills. Podaj swoją torbę.

– Dale może ci usiąść na kolanach – odpowiadam. – Ja siadam tutaj.

Heather ostatecznie ląduje na kolanach Dale’a, obok Curtisa, a ja i Brent zajmujemy miejsca naprzeciwko, otoczeni ciasno upchanymi torbami. Dale wygląda dziwacznie bez dredów. Dzięki swojej nordyckiej karnacji przypominał mi kiedyś wikinga. Teraz raczej przywodzi mi na myśl gospodarza teleturnieju.

Szybko przemierzamy płaskowyż. Jaka pustka w dole. Zapomniałam, jak ogromny to obszar. Latem piechurzy wspinają się krętymi szlakami. Na pewno jest tu wtedy pięknie – wszędzie rozkwitają alpejskie kwiaty – ale dzisiaj widać tylko kępy brązowej trawy i skaliste piargi. Nie ma ani śladu życia, nawet ptaków. Cała kraina sprawia wrażenie jałowej.

Martwej.

Nie. Uśpionej. Czekającej.

Tak samo jak coś innego na górze. Przełykam ślinę i odpycham od siebie tę myśl.

Kiedy wagonik z szarpnięciem mija jeden z pylonów, Curtis trąca mnie kolanem. Wydaje się dziwnie cichy, ale dobrze rozumiem dlaczego. Skoro to trudne dla mnie, dla niego musi być sto razy gorsze.

W zaproszeniu nie było o tym mowy, ale to oczywiste, po co tu przyjechaliśmy. Dzień przed otrzymaniem maila od Curtisa usłyszałam w wiadomościach:

„Brytyjska snowboardzistka, która zaginęła dziesięć lat temu, po sądowej batalii została uznana za zmarłą”.

Pozostali zapewne tak samo jak ja nie mieli ochoty przyjeżdżać, ale jak moglibyśmy odmówić? To naturalne, że chciał uczcić jej pamięć.

Pod nami pojawia się śnieg, w zmierzchu zabarwiony na liliowo. Wysoko nad nami wznoszą się urwiska, którym Le Rocher zawdzięcza swą nazwę: „skała”. Na szczycie przycupnęło schronisko Panorama, przysadzisty ciemny kształt, stawiający opór żywiołom.

– Jak ci się udało, Mills? – pyta Brent.

– Co mi się udało?

– Zdobyć vipowską przepustkę na lodowiec. Prywatna kolejka i tak dalej. Robi wrażenie.

Wbijam w niego wzrok.

– O czym ty mówisz?

– Teraz ośrodek jest zamknięty. Na pewno nie było tanio.

– Dlaczego sądzisz, że to ja zorganizowałam? Curtis to zrobił.

Curtis posyła mi zaskoczone spojrzenie.

– Słucham?

W co oni pogrywają? Wyjmujemy nasze telefony. Kiedy ostatnio wzięłam komórkę na górę, już podczas pierwszego przejazdu rozbiłam ekran, a na biodrze został mi paskudny siniak. Od tamtej pory jej nie brałam.

Pokazuję im maila, a Brent pokazuje mi wiadomość, którą on otrzymał. Treść zaproszenia jest identyczna, tyle że na końcu widnieje litera M i dopisek: Zgubiłam telefon. Odpisz na maila.

– Proszę bardzo. – Curtis wyświetla wiadomość w swoim telefonie: jest taka sama jak ta, którą dostał Brent.

Nigdy nie rozumiałam Curtisa. Czy to ma być żart?

Wagonik drży, kiedy mijamy kolejny pylon, a ja czuję ucisk w uszach. Tutaj zbocze robi się strome. Rozpoczęliśmy długą wspinaczkę na lodowiec.

Odwracam się w stronę Dale’a i Heather.

– A jakie wy dostaliście zaproszenie?

Dale się waha.

– Takie samo jak wy – odpowiada Heather.

– Od M czy od C? – dopytuje się Brent.

– Eee, od M. – Heather zerka na mnie.

Dlaczego mam wrażenie, że kłamie?

– Mogę je zobaczyć?

 

– Przykro mi, skasowałam – rzuca Heather. – Ale było takie samo jak u nich.

Udostępnij

Sprawdź, gdzie kupić "Rozgrywka" Allie Reynolds

PRZECZYTAJ TAKŻE

RECENZJA

Rozgrywka, Allie Reynolds

Reynolds pokazuje, że da się wykorzystać znane chwyty umiejętnie, jako bazę dla własnej, oryginalnej historii.

01 marca 2021