Uniwersum Raymonda Chandlera - trivia

Prozę Raymonda Chandlera chwalili tacy współcześni mu pisarze jak W.H. Auden czy Ian Fleming. To jeden z niewielu autorów kryminalnych, których twórczość sytuuje się na wyższych półkach literackich, pomimo mocnego zakorzenienia w prozie hard boiled, należącej do literatury popularnej. Na zachodzie już od dawna jest zresztą przedmiotem analiz akademickich - tak pod względem literackiej formy, jak i archetypów fabularnych i socjologicznych.

 

CHANDLERYZMY i LITERACKA PUBLICYSTYKA


Oryginalnym wkładem pisarza w pewną dekonstrukcję gatunku były jego „chandleryzmy”, czyli specyficzne, nieraz bardzo wyrafinowane porównania, które nadawały jego prozie humorystyczny - ale i gorzki, o czym niżej - wydźwięk. Były przy tym zręczną bronią Philipa Marlowe’a, cynicznego detektywa, który – czy w dialogach, czy w pierwszoosobowej narracji (charakterystyczna dla Chandlera dominanta) – za ich pomocą manifestował nie tyle swą retoryczną błyskotliwość, ile dystans i sceptycyzm wobec świata; świata pozbawionego skrupułów, zimnego,  bezlitosnego i pełnego kombinatoryki.

Chandleryzmy Marlowe’a służyły także erotycznej grze – w czasach, gdy Stanami targały społeczne niepokoje będące spuścizną Wielkiego Kryzysu, II Wojny światowej i rodzącej się antykomunistycznej gorączki, pisarz omijał cenzurę i kneble politycznej poprawności idąc w bardzo jednoznacznie brzmiące sugestie – bez wulgarności, za to z nonszalancją iście poetycką.

Proza pisarza wzbudza jednak uznanie nie tylko przez mistrzowską ironię, ale przez diagnozowanie rzeczywistości za pomocą literackich chwytów. Chandler żył i tworzył na przełomie wieków, na przełomie czasów, gdy odchodziły romantyczne tendencje a rodziła się „nowoczesność” – mentalna, kulturowa, społeczna. Romantyzm właśnie, często występujący jako epitet przy twórczości pisarza, powinno się brać nie tylko retorycznie, a jako trop rzeczywisty (Chandler przecież sam tworzył późnoromantyczne poezje). Komentatorzy chandlerowscy zwracają uwagę na szereg antynomii, z których zbudowany jest fenomen uniwersum Philipa Marlowe’a. Uniwersum zbudowanego na syntezie starego, klasycznego, oraz nowego, współczesnego, modernistycznego.

Choć mamy tu do czynienia z formą sensacyjną, która była manifestacją niepokojów Wielkiego Kryzysu, a przy tym była opozycją do kryminału brytyjskiego (Ameryka kontra Stary Świat!), występują w niej archetypiczne motywy klasyczne: mamy przecież romantycznego  bohatera, samotnego Don Kichota, idealistę, figurę typu „sam przeciw wszystkim”, który dopasował się do nowych czasów i mechanizmów życia. Ba, jest tu także romantyczna, nieszczęśliwa miłość – czy raczej „miłości” w liczbie mnogiej, wszak rolę nieskazitelnych bogdanek zastąpiły kobiety fatalne.  Sam Marlowe jest postacią prawą, acz samotną: to idealistyczny „nieszczęśnik” (niektórzy komentatorzy sugerują, iż autor eposu arturiańskiego, Thomas Mallory był pierwowzorem nazwiska detektywa; „mallory” ze starofrancuska znaczyło „nieszczęsny”) – choć sam zapewne nigdy by się do tego nie przyznał.

Zresztą aluzji do Mallory’ego możemy u Chandlera znaleźć kilka: w Wysokim oknie mamy „zużytego Galahada”, w Wielkim śnie witraż z rycerzem ratującym damę; oryginalny tytuł Tajemnicy jeziora brzmi z arturiańska wprost: Lady In the Lake. A jeszcze da się zauważyć dziwna predylekcja do „rycerskich” nazwisk protagonistów – Quest, Grayle czy Kingsley.

Owa, czytelna bardzo w każdej powieści, melancholia za „dawnością” jest zatem lirycznym krzykiem za uporządkowaniem anomicznej rzeczywistości. Rzeczywistości naznaczonej rozpadem więzi damsko-męskich, kombinatoryką, wszechobecną nieufnością. Nie jest to nostalgia za czasami minionymi, a raczej – za wyidealizowaną przyszłością, która mogłaby wreszcie nadejść. Warto podsumować to faktem, iż często przywoływaną powieścią są – Wielkie nadzieje (sic!) Dickensa.

Kontrast pomiędzy archetypową sielskością a skażonym miastem-molochem (emblemat ówczesnych czasów!) podkreślają także porównania Chandlera, których drugim członem są regularnie ptaki, flora, elementy natury i dawności w ogóle. Cyniczne frazy zderzające elementy nowoczesności z „błogą” naturą – deprecjonują ją, i sugerują istnienie jakowejś „nowej barbarzyńskości”: „- Nigdy nie miałem czterdziestki piątki. Facet, który potrzebuje aż takiego kalibru, powinien raczej posługiwać się dzidą.”.

Beznadziejność czasu podkreśla zresztą sama postać Marlowe’a, który de facto jest postacią bierną, zamykającą się poniekąd w swym zgryźliwym spojrzeniu na życie. Nawet dekonstrukcja klasycznej linii kryminalnej to potwierdza: klasyczny kryminał opowiadał o zaburzeniu pewnego status quo i finiszował przywróceniem porządku na powrót. U Chandlera bardzo często – sprawa kryminalna zostaje rozwiązana nie do końca, niepełnie, jakby bohater-detektyw zostawiał ją w pewnym momencie dla świętego spokoju. Jest tu właściwie „tajemnica” (mystery) kryminalna a’rebour, bądź bliżej – pozbawiona swej istoty: trupy padają gęsto, choć śmierć nie ma tu wymiaru katharsis. Jest przypadkowa, statystyczna, następująca po sobie raz za razem.

Na kartach Chandlera rzadko kiedy konflikty zostają rozwiązane do końca. Marlowe wciąż zatacza koło: po załatwieniu zlecenia wraca do punktu wyjścia. Więcej – Marlowe wydaje się żyć tylko wówczas, gdy działa, gdy odczuwa dreszcz, żywioł przygody, flirtu, palby czy bijatyki. W tym świetle jest rycerzem bez przeznaczenia, dekadentem (dekadencja jest u Chandlera leitmotivem, jedynym remedium na rzeczywistość!). Nawet, gdy detektyw ustabilizuje się u boku Lindy Loring, nie da się jej namówić do rzucenia swego fachu. Jest nim skażony, i nie potrafi już inaczej żyć.

_______________


Oto garść chandlerowskiej liryki:



Lufa Lugera wyglądała jak usta tunelu na Second Street.

***

To niebywałe, co Hollywood jest w stanie zrobić z byle kim. Z pospolitej flądry, która powinna prasować koszule mężowi szoferakowi, robi promienną gwiazdę ekranu, a z przerośniętego gówniarza, który nadaje się najwyżej na kelnera, robi supermena z błyskiem w oku i jasnym uśmiechem, aż cuchnącym od seksu. Z kelnerki z Teksasu, inteligentnej i wykształconej jak postacie z komiksów, czyni międzynarodową kurtyzanę, sześciokrotnie zamężną z milionerami, tak zblazowaną i zepsutą, że szukając nowych wrażeń uwiedzie w końcu tragarza w przepoconej podkoszulce.


***

Na parkiecie kilka par rzucało się w szaleńczym zapomnieniu, przywodząc mi na myśl nocnego stróża cierpiącego na artretyzm.

***

-    Jest czarnowłosa, ładna, namiętna. Bardzo, bardzo miła.
-    I przebiera w klientach jak skrzynka pocztowa - powiedziałem.

***

Stała w taki sposób, że musiałem odepchnąć jej architekturę , żeby się przedostać przez drzwi. Pachniała tak, jak Taj Mahal wygląda w blasku księżyca.

***

- Czy pan pije, panie Marlowe?
- No, skoro już pani o tym wspomniała...
- Nie sądzę, żebym mogła zatrudnić detektywa używającego alkoholu pod jakąkolwiek postacią. Nie pochwalam nawet palenia papierosów.
- A mogę sobie obrać pomarańczkę?


***

Wyciągnąłem rękę i zerwałem jej okulary. Cofnęła się o pół kroku, prawie się potknęła, a ja instynktownie ją złapałem. Oczy jej się rozszerzyły, położyła mi ręce na piersi i odepchnęła. Znałem pewnego kotka, co pchał mocniej.


***

Podeszła do drzwi i otworzyła.
- Płyń, barko moja. Przebieraj nóżkami, ale już.
- Przyszedłem tu w interesie, panno Weld.
- Tak. Wyobrażam sobie. No już. Nie znam pana. Nie chce pana znać. A gdybym chciała, to nie dziś i nie teraz.
- Nigdy miejsce, godzina i kochanek razem ... powiedziałem.
- A to co znowu? -  Próbowała wyrzucić mnie za drzwi czubkiem brody, ale nawet ona nie była na to dostatecznie dobra.
- Browning. Poeta, a nie automat. Jestem pewien, że woli pani automat.


***

Christy French odwrócił powoli głowę i ziewnął.
- Skąd wy z Bay City jesteście tacy twardzi? - spytał.
- Peklujecie sobie jaja w słonej wodzie czy co?


***

- Dasz mi papierosa?
...
Zaciagnęła się powoli, zamrugała, po czym poprawiła sobie papierosa. Po tylu latach wciąż jeszcze nie potrafię włożyć dziewczynie papierosa do ust tak, żeby była zadowolona.


***

Wytrząsnąłem papierosa z pudełka i próbowałem podnieść kciukiem zamknięcie swojej kowbojskiej zapalniczki Zippo, naciskając jednocześnie kółko. Powinno się to robić jedną ręką. Jest to wykonalne ale dość kłopotliwe. Udało mi się w końcu i przypaliłem papierosa, ziewnąłem i wypuściłem dym nosem.
- A co pan robi na bis? - zapytała.


***

Potem odchyliła się do tyłu i posłała mi miażdżące spojrzenie.
- Mam przyjaciół, którzy mogliby cię tak przykroić, że musiałbyś wchodzić na drabinę, żeby włożyć buty.
- Ktoś musiał się bardzo napracować nad tym tekstem - powiedziałem. - Ale ciężka praca nie zastąpi talentu.

***


- Nigdy nie miałem czterdziestki piątki - powiedziałem. - Facet, który potrzebuje aż takiego kalibru, powinien raczej posługiwać się dzidą.


***


Gdzieś wyczytałem, że tajniak zawsze powinien mieć samochód zwyczajny, nie rzucający się w oczy, na który nikt nie zwróci uwagi. Ten, który to napisał, nie był chyba nigdy w Los Angeles. Żeby się nie rzucać w oczy w Los Angeles, trzeba by jeździć różowym Mercedesem z tarasem na dachu, na którym opalałyby się trzy piękne dziewczyny.


***

- Czy Mitchell mógłby szantażować kobietę?
Zachichotał.
- On mógłby szantażować nawet niemowlę w kołysce.


***

Była to fotografia blondynki. Blondynki, na widok której biskup zdolny by był wybić dziurę w witrażu.


***

Zapach bijący z kawiarni był tak mocny, że można by na nim postawić garaż.


***


W świetle lampy na ganku jej twarz nagle pobladła.
- Boże! - wykrzyknęła. - Wygląda pan jak ojciec Hamleta!




/Wykorzystano cytaty z dzieł Autora w przekładach: Leszka Stafieja, Ewy Życieńskiej, Mieczysława Derbienia, Piotra Kamińskiego i Michała Ronikiera./
_____


Oto kilka kreacji aktorskich - także rodzimych! - Philipa Marlowe'a:








Najważniejsze adaptacje filmowe prozy Raymonda Chandlera:



Murder, My Sweet /1944
(na podst. Farewell My Lovely)
reż. Edward Dmytryk
w roli głownej: Dick Powell

The Big Sleep /1946
reż. Howard Hawks
w roli głównej: Humphrey Bogart

The Brasher Doubloon /1946
(na podst. The High Window)
reż. John Brahm
w roli głownej: George Montgomery

Lady in the Lake /1947
reż. Robert Montgomery
w roli głownej: Robert Montgomery


The Long Goodbye /1973
reż. Robert Altman
w roli głownej: Elliot Gould

Farewell, My Lovely / 1975
reż. Dick Richards
w roli głównej: Robert Mitchum


The Big Sleep  / 1978
reż. Michael Winner
w roli głównej: Robert Mitchum




Adaptacje Raymonda Chandlera w Teatrze Sensacji „Kobra”:



Tajemnica jeziora 1973
reż. Maciej Z. Bordowicz
w roli głównej: Stanisław Zaczyk

Kłopoty to moja specjalność 1977
reż. Marek Piwowski
w roli głównej: Jerzy Dobrowolski

Świadek oskarżenia 1980
reż. Marek Piestrak
w roli głównej: Mieczysław Janowski

Długie pożegnanie 1982
reż. Stefan Szlachtycz
w roli głównej: Witold Pyrkosz

Tajemnica jeziora 1985
reż. Mariusz Malinowski
w roli głównej: Tadeusz Huk

Mówi Chandler 1986
reż. Tomasz Zygadło
widowisko na podstawie książki "Mówi Chandler"
w roli Chandlera i Marlowe'a: Piotr Fronczewski

Żegnaj, laleczko 1989
reż. Laco Adamik
w roli głównej: Piotr Fronczewski
Velma Valento: Grażyna Szapołowska
Myszka Malloy: Władysław Komar

Gorący wiatr 1989
reż. Krzysztof Bukowski
w roli głównej: Roman Wilhelmi


Widowisko poetyckie CHANDLER, POECI I INNI... 1997
Scenariusz: Aleksandra Czernecka, Marcin Baran
Reżyseria: Aleksandra Czernecka, Dariusz Pawelec

Wg tomiku poezji: Długie  pożegnanie. Tribute to Raymond Chandler – pod red. M. barana, M. Sendeckiego i M. Świetlickiego, Wyd. Prószyński i S-ka, 1997
 

_________________


Simple Art of Murder


Tutaj można znaleźć treść eseju Raymonda Chandlera Skromna sztuka pisania powieści kryminalnych

http://www.chandler.republika.pl/skromna_sztuka.htm
 
Polecamy także strony o Autorze: 
 
http://www.chandler.republika.pl/home.html
http://home.comcast.net/~mossrobert/