Śliska sprawa, Volker Kutscher

Autor: materiały wydawcy
Data publikacji: 24 kwietnia 2019

Śliska sprawa

Autor: Volker Kutscher
Przekład: Anna Kierejewska
Wydawnictwo: W.A.B.
Premiera: 24 kwietnia 2019
Liczba stron: 528
PATRONAT PORTALU KRYMINALNEGO

„Śliska sprawa” to pierwszy z cyklu kryminałów, których bohaterem jest komisarz Gereon Rath. Premiera dziś, pod naszym patronatem.

Akcja powieści toczy się w Berlinie w późnych latach dwudziestych. Bohater zostaje przeniesiony z Kolonii do Berlina po tym, jak podczas pełnienia służby omyłkowo zastrzelił niewinną osobę. Rath, który wcześniej pracował w policji kryminalnej, ma teraz zająć się sprawami obyczajowymi, co odczuwa jako oczywistą degradację. Kiedy z berlińskiego kanału wyłowione zostają zwłoki, komisarz postanawia zająć się sprawą i po godzinach prowadzi własne śledztwo. Nie podejrzewa, że wkrótce będzie zmuszony prowadzić dochodzenie… przeciwko samemu sobie.

Na podstawie powieści powstał serial „Babylon Berlin”, entuzjastycznie przyjęty również przez polskich widzów.

 

FRAGMENT:

Nieboszczyk w kanale Landwehr

28 kwietnia – 10 maja 1929

1

Kiedy oni wrócą? Mężczyzna wytężał słuch. W ciemności każdy najcichszy odgłos stawał się potwornym hałasem, każdy szept przeobrażał się w krzyk, nawet cisza dudniła mu w uszach. Nieprzerwane huczenie i szum. Niemal wariował z bólu. Musiał wziąć się w garść. Musiał odwrócić uwagę od dźwięku kropel, jakkolwiek głośne by były. Kropel, które spadały na twardą, wilgotną podłogę. Wiedział, że na beton skapuje jego własna krew.

Nie miał pojęcia, dokąd go zawlekli. W jakieś miejsce, w którym nikt go nie słyszał. Jego krzyki nie wytrącały ich z równowagi, uwzględnili je w planie. Podejrzewał, że znajdował się w piwnicy. A może w hali magazynowej? W każdym razie było to pomieszczenie pozbawione okien. Do środka nie przedostawał się choćby jeden promień słońca, jedynie delikatne migotanie. Resztka jasności, która mu pozostała, odkąd – zatopiony w myślach – stał na moście i spoglądał za światłami pociągu. Zatopiony w myślach o planie i o niej. Wtedy padł cios i usunął się w ciemność. Od tamtej pory już go nie opuściła.

Drżał. W pionowej pozycji trzymały go jedynie liny, wrzynające mu się w zgięcia łokci. Jego stopy już go nie niosły, nie było ich, stały się jedynie bólem. Podobnie z dłońmi, które nie potrafiły niczego utrzymać. Całą swoją siłę skierował w ramiona i starał się nie dotykać podłogi. Ciało miał zlane potem.

Obrazy wciąż powracały, nie potrafił ich wyprzeć. Ciężki młot. Jego dłoń, kurczowo uczepiona stalowej belki. Dźwięk roztrzaskiwanych kości, jego kości. Nieznośny ból. Krzyki, które splatają się w jeden potężny wrzask. Utrata przytomności. A potem wybudzenie z głębokiej nieświadomości. Bóle rozszarpujące najodleglejsze krańce ciała. Do jego wnętrza się jednak nie przedostały, udało mu się stawić im opór.

Otumaniali go narkotykami, które łagodziły ból. Chcieli go w ten sposób podporządkować swojej woli. Musiał walczyć z własną słabością. Dobrze znany język niemal uśpił jego czujność. Głosy brzmiały jednak ostrzej niż te, które pamiętał. Zdecydowanie ostrzej. Chłodniej. Bardziej złowieszczo.

Głos Swietłany mówił tym samym językiem, ale jakże inaczej brzmiał! Obiecywał mu miłość i wyjawiał tajemnice, był bliskością i obietnicą. Tak, nawet jasne miasto, z którego dawno wyjechał, ten głos na powrót uczynił żywym. Nigdy o nim nie zapomniał, nawet gdy był daleko. To nadal było jego miasto – które zasłużyło na lepszą przyszłość. I nadal jego kraj – który również zasłużył na lepszą przyszłość.

Czy ona nie pragnęła tego samego? Przegonić przestępców, którzy zagarnęli władzę? Wrócił myślami do tej nieprzespanej nocy w jej łóżku, ciepłej letniej nocy, która wydawała się tak odległa, jakby minęła cała wieczność. Swietłana. Kochali się i powierzali sobie swoje tajemnice. Połączyli je w jedną wielką tajemnicę, by choć trochę zbliżyć się do własnych nadziei.

Wszystko tak dobrze się układało, ale ktoś musiał ich zdradzić. Jego gdzieś wywieźli, a co ze Swietłaną? Gdyby tylko wiedział, co się z nią stało. Ich wrogowie czaili się wszędzie. 

Przywieźli go w to ponure miejsce. Znał ich pytania, zanim jeszcze zadali je na głos. Odpowiadał, nie zdradzając niczego, a oni się nawet nie spostrzegli. Głupcy zaślepieni chciwością. Pociąg był już w drodze, ale oni nie mogli się o tym dowiedzieć. Pod żadnym pozorem. Od realizacji planu dzielił ich jedynie krok. Spojrzał jej w oczy i także w nich ujrzał chciwość oraz głupotę.

Najgorszy był pierwszy cios, a wszystko, co po nim nastąpiło, sprawiało, że ból się tylko rozprzestrzeniał. 

Świadomość, że zginie, dodawała mu sił. Dzięki temu mógł znieść to, że nigdy już nie będzie mógł chodzić, pisać, i nigdy już jej nie dotknie. Była już tylko wspomnieniem. Musiał się z tym pogodzić, lecz także tego wspomnienia nie zdradzi nigdy. 

Kurtka. Musiał odzyskać swoją kurtkę, choć w tej chwili było to prawie niemożliwe. Miał przy sobie kapsułkę, tak jak wszyscy ci, którzy skrywali w sobie tajemnicę, która nie mogła dostać się w ręce wroga. Zareagował za późno, nie zorientował się, że to pułapka – w przeciwnym razie już dawno rozgryzłby kapsułkę. Nadal znajdowała się w podszewce kurtki wiszącej na krześle, którego kontury ledwie dostrzegał pośród ciemności.

Nie skrępowali go. Po tym jak pogruchotali mu dłonie i stopy, jedynie zawiesili go na linach, by łatwiej im było go okładać, gdy tylko ból przywróciłby mu świadomość. Nie pozostawili przy nim żadnego strażnika – tak byli pewni, że nikt nie usłyszy jego krzyków. Wiedział, że to jego ostatnia szansa. Działanie narkotyku ustępowało. Ból znów stanie się nie do zniesienia, być może sprawi, że ponownie straci przytomność, jeśli nie zdoła utrzymać się na linach. Na jak długo? Myśl o nadchodzącym cierpieniu przyniosła mu wspomnienie tego, które przeminęło, a jego czoło zalało się potem.

Nie miał wyboru.

Teraz!

Zacisnął zęby i zamknął oczy. Rozprostował obie ręce, zgięcia łokci straciły oparcie, a wraz z nimi – całe ciało. Brejowata miazga, która była niegdyś jego stopami, pierwsza zetknęła się z podłogą. Wrzasnął, zanim jeszcze runął tułowiem na beton, a wstrząs sprawił, że ból w rękach powrócił. Byle nie stracić przytomności! Krzycz, ale utrzymuj się na powierzchni, nie mdlej! Zwinął się na podłodze, jego oddech przyspieszył, kiedy pulsowanie i kłucie nieco osłabło. Udało mu się! Leżał na podłodze, mógł się ruszać – pełznąć przed siebie, wsparty na łokciach i kolanach, zostawiając za sobą ślad krwi.

Szybko przeczołgał się do krzesła i ustami ściągnął swoją kurtkę na podłogę. Zachłannie rzucił się na ubranie, przytrzymał je prawym łokciem. Ból sprawiał, że szarpał materiał zębami z narastającą wściekłością. W końcu udało mu się rozerwać podszewkę.

Nagle zebrało mu się na szloch. Wspomnienie o niej dopadło go tak, jak drapieżny kot dopada swą ofiarę i nią potrząsa. Nigdy już jej nie zobaczy. Wiedział to, odkąd zwabili go w pułapkę, ale nagle boleśnie to do niego dotarło. Tak bardzo ją kochał! Tak bardzo!

Powoli się uspokajał. Językiem szukał kapsułki, wyczuł brud i nitki, jednak w końcu trafił na płaską, chłodną powierzchnię. Ostrożnie wysunął ją siekaczami z podszewki. Udało się! Miał ją w ustach! Kapsułkę, która miała położyć wszystkiemu kres! Uśmiech tryumfu przebiegł po jego twarzy przepełnionej bólem.

Niczego się nie dowiedzą. Będą się nawzajem obwiniać. Okazali się największymi głupcami.

Słyszał, jak zamykają się drzwi na górze. Trzaśnięcie wybrzmiało w ciemności niczym uderzenie pioruna. Kroki na betonie. Wracali. Czy słyszeli krzyk? W zębach trzymał kapsułkę, czekając, by ją rozgryźć. Był gotów. Mógł to zakończyć w każdej chwili. Odczekał jeszcze trochę, niech wejdą do środka. Chciał rozkoszować się tryumfem do ostatniej sekundy.

Niech go zobaczą! Niech bezradnie stoją obok i przyglądają się, jak się im wymyka.

 

Kiedy otworzyły się drzwi i światło wdarło się do ciemnego wnętrza, zamknął oczy. Wtedy przygryzł zęby. Z cichym brzękiem szkło pękło mu w ustach.

Udostępnij

Sprawdź, gdzie kupić "Śliska sprawa" Volker Kutscher