Ile można się dowiedzieć przez sto pięćdziesiąt godzin rozmów? Okazuje się, że odpowiedź wcale nie jest taka oczywista. Słowa „wiele” i „niewiele” jeszcze nigdy nie stały tak blisko siebie. Oczekiwania dwóch dziennikarzy przeprowadzających wywiad z Tedem Bundym były ogromne. Czy siedzący w celi śmierci seryjny morderca opowie o wszystkich zbrodniach, których się dopuścił?
Wydawać by się mogło, że to wymarzony rozmówca, a książka nie tylko świetnie się sprzeda, lecz także popchnie naprzód kariery jej autorów. Stephen G. Michaud ani Hugh Aynesworth nie spodziewali się jednak, jak wiele będzie ich kosztowała rozmowa z Bundym. Mający już wyrok śmierci więzień nadal utrzymywał, że jest niewinny i podrzucał dziennikarzom tropy, który miały tego dowieść. W efekcie mężczyźni jeździli po kraju i sprawdzali… bzdury. O ile jeszcze Ted chętnie opowiadał o swojej młodości, czasach szkolnych i studenckich, o tyle bardzo unikał tematów, które bezpośrednio dotyczyły zbrodni. Nie mając już nic do stracenia, Michaud i Aynesworth zaproponowali skazanemu pospekulowanie na temat osobowości człowieka, który dopuścił się czynów, o które on sam został oskarżony. Argumentowali to tym, że jak nikt inny zna te sprawy, czytał akta, no i przecież ma dyplom z psychologii. I tak Bundy zaczął opowieść.
To nie było przyznanie się, taśmy z nagraniami w żaden sposób nie mogły służyć jako dowód w sprawie. Ted w trzeciej osobie opowiadał, co jego zdaniem sprawiło, że omawiany człowiek zaczął zabijać. Snuł też przypuszczenia, jak mogło wyglądać spotkanie z ofiarą. Możemy o tym przeczytać w reportażu Michauda i Ayneswortha „Ostatni żywy świadek” – książce, która jest wprowadzeniem do świata zbrodni najbardziej znanego seryjnego mordercy w historii. Obszernie opisuje ona całe życie Bundy’ego. Jego wyobrażenie o nim samym zostało zestawione z wypowiedziami specjalistów – organów ścigania i psychiatrów. Zachęcona bardzo dobrym reportażem, sięgnęłam po drugą część, czyli zapis stu pięćdziesięciu godzin rozmów. I cieszę się, że zrobiłam to właśnie w tej kolejności.
Książka „Ted Bundy. Rozmowy z mordercą” ma nietypową, surową formę. Wywiady nie zostały zredagowane, dziennikarze przedstawili realia rozmowy z wszystkimi zająknięciami i pauzami. Dlaczego tak zrobili? Odpowiedź pojawia się w drugiej części książki, gdy do akcji wkracza Aynesworth, wcielający się w postać złego policjanta. Stephen G. Michaud był cierpliwy, słuchał i wzbudzał zaufanie Bundy’ego, zaś drugi z autorów raz za razem przechodził od „spekulacji ” do faktów z przeszłości. Ale Ted był czujny. Grał na czas, często opowiadając o tym samym albo o rzeczach, które nijak nie miały związku z tematem. Trudno się to czyta. Irytuje też wieczne kluczenie i unikanie szczerej odpowiedzi.
Czytając „Ted Bundy. Rozmowy z mordercą”, zastanawiałam się, gdzie się podział ten arogancki, bystry młody człowiek, który tak długo zręcznie odwracał od siebie uwagę nie tylko policji, ale wszystkich wokół. Sprawiał w końcu wrażenie niewidzialnego, nikt się nie spodziewał, że będący „jednym z nas” Bundy jest tym brutalnym seksualnym mordercą obecnym we wszystkich wiadomościach i na pierwszych stronach gazet. Surowa forma wywiadu ukazuje jego prawdziwe oblicze. Kłamliwe, bezlitosne i oderwane od rzeczywistości.
„Ostatni żywy świadek” to materiał wyjątkowy. Nie tylko ze względu na ogrom reporterskiej pracy, lecz także rozważania Bundy’ego na temat morderstw prowadzone w ...
07 listopada 2019
Pod naszym patronatem ukazał się właśnie „Ostatni żywy świadek”. To prawdziwa historia Teda Bundy’ego, pierwszego amerykańskiego seryjnego mordercy-celebryty.
16 października 2019
„Ted Bundy. Rozmowy z mordercą” zawiera treść wywiadu przeprowadzonego z samym Tedem Bundym. Nagrania z celi śmierci trwają sto pięćdziesiąt godzin.
16 października 2019