Okiem bibliotekarza: Sprawa Hoffmanowej, Katarzyna Zyskowska

Autor: Grażyna B. Groyecka
Data publikacji: 23 lipca 2019

Sprawa Hoffmanowej

Autor: Katarzyna Zyskowska
Wydawnictwo: Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Premiera: 03 kwietnia 2019
Liczba stron: 416

Taka sobie historia

Trochę mnie ta książka rozczarowała. Spodziewałam się klimatycznej lektury, w stylu powieści duetu Dehnel-Tarczyński, a dostałam… prawie to. A prawie, jak wiadomo, czyni wielką różnicę. Panowie robią bardzo wnikliwy research, Kraków na kartach ich książek jest „tym” Krakowem, sprzed przeszło stu lat, i na tym polega urok Szymiczkowej. Autorka „Sprawy Hoffmanowej” zaznacza, że jej książka to fikcja literacka, ale oparta na faktach, a fakty owe pochodzą z gazet z tamtego okresu. Prasa jak to prasa, sama z niej korzystam i cieszy mnie wynalazek pod tytułem digitalizacja. Ale jeśli wydarzenie zostało opisane w książkach, należy udać się do biblioteki i w zaciszu czytelni postudiować dostępne materiały. Katarzyna Zyskowska ma niezłe pióro, o czym świadczy choćby jej piękna powieść obyczajowa „Wieczna wiosna”, posiada też bujną wyobraźnię – i tu właśnie nieco się potknęła, bo „Sprawa Hoffmanowej” trąci grafomanią. Chyba że taki był zamysł autorki, by – idąc tropem powieści groszowej epoki międzywojnia – dać współczesnemu czytelnikowi ogląd, jak też wyglądały owe (excusez le mot) sensacyjne brukowce. Tak czy inaczej, mamy tu podróż w przeszłość i Zakopane z tamtych lat. Autorka wzięła na pisarski warsztat sprawę, która nigdy nie doczekała się rozwiązania. Tym bardziej więc można snuć domysły.

3 sierpnia 1925 roku prokurator Kasznica, jego dwunastoletni syn i przewodnik zmarli w Dolinie Jaworowej. Przeżyła żona prokuratora. O tym wypadku, który posłużył za kanwę powieści, pisał Wawrzyniec Żuławski (z „tych” Żuławskich). Prawdziwy miłośnik gór, taternik, ratownik górski, alpinista i kompozytor, człowiek wyjątkowy, został w Alpach zasypany lawiną seraków, kiedy szedł na pomoc zaginionemu przyjacielowi. W „Sygnałach ze skalnych ścian” i „Tragediach tatrzańskich” opisał  najgroźniejsze wypadki, które zdarzyły się w Tatrach w międzywojniu. Zaznaczyć należy, że opisał je pięknie, uwypuklając grozę zdarzeń z wielką dbałością o szczegóły. 

Forma powieści Katarzyny Zyskowskiej niestety nie jest ani trochę zaskakująca. Odnoszę wrażenie, że autorka to wnikliwa czytelniczka czerpiąca wzorce z najlepszych utworów, i to akurat nie jest zarzut. Ale jednak mamy kolejną historię, w której główna bohaterka ląduje w szpitalu psychiatrycznym. Tu poddawana jest – a jakże! – psychoanalizie, wszak to czasy Freuda i psychoanaliza w modzie. Jest szansa, że w trakcie owych seansów pacjentka przypomni sobie, co wydarzyło się na Lodowej Przełęczy. Ówczesna prasa – a na niej, jak już wspomniałam, opiera swe pisarskie poszukiwania autorka – snuła rozmaite, najbardziej fantastyczne domysły. Śmierć dwóch dorosłych mężczyzn, z których jeden był młodym, zdrowym taternikiem, a drugi, choć w średnim wieku, także nie uskarżał się na zdrowie, oraz dwunastoletniego chłopca do dziś nie została wyjaśniona. Kobieta jako jedyna przeżyła katastrofę. Nigdy też nie ustalono z jakiego powodu, zanim zeszła w dolinę po pomoc, przesiedziała prawie dwie doby przy zwłokach. Nie mamy jednak do czynienia z dokumentem, tylko powieścią fabularną, toteż autor ma prawo snuć najbardziej fantastyczne wątki. Z tym że przesada nie jest wskazana.

Powieść Zyskowskiej jest trochę jak ukazujące się w międzywojniu tanie kryminały: mamy katastrofę, owiane tragizmem i tajemnicą życie aktorki, jej drogę do kariery, usłaną nie różami, tylko fotografiami „dla panów”, jednym słowem – femme fatale, w końcu żona szanowanego prokuratora. Niestety tragedia tatrzańska w końcu schodzi na dalszy plan, ustępując miejsca tragicznej historii „z życia wziętej”. Miał być kryminał retro, wyszła taka sobie imitacja. Ale poczytać w podróży można.

 

Udostępnij

Sprawdź, gdzie kupić "Sprawa Hoffmanowej" Katarzyna Zyskowska